Witajcie na blogu poświęconym relacji dwóch demonów: Beliala Arymana oraz Adama "Ravena" Veneux de Bris. Genezę tego opowiadania znajdziecie w linkach na dole, a tymczasem – zapraszamy na yaoi!

czwartek, 19 września 2013

Rozdział XIII

Belial
Wstrzymałem oddech, gdy Raven na dłuższą chwilę zatrzymał się przy mojej szyi. Do kogo modlą się diabły? Do kogo może zwrócić się upadły anioł, gdy nic od niego nie zależy? Nigdy tego nie wiedziałem, dlatego i teraz tylko w myślach uparcie powtarzałem jak mantrę: Nie rób tego. Nie dawaj mi powodu do zwątpienia. Czułem jego ostre zęby, napierające na moją skórę, i niemal się do niego modliłem. Choć taki krwawy pocałunek jest ogromną przyjemnością dla obu stron, nie chciałem go w tej chwili. Tak bardzo chciałem natomiast uwierzyć, że nie jestem dla Ravena tylko naczyniem z mocą.
I oto cud – rozkoszny dotyk jego języka znacznie niżej! Połączenie niewysłowionej ulgi i ogromnej przyjemności wydarło ze mnie jęk, zaraz jednak uciszony pocałunkiem. Ten wcześniejszy moment właściwie niczym nieuzasadnionego strachu sprawił, że przestałem być tak gwałtowny. Zataczałem powoli koła, od czasu do czasu ssąc język Ravena; przygryzając jego dolną wargę coraz mocniej, jakbym testował wytrzymałość: jego na ból, lub swoją – kiedy wreszcie stracę całą cierpliwość? To było jak stanie na krawędzi. Jeden nieuważny ruch, i spadasz, wszystko przesądzone.
Położyłem dłonie na plecach Ravena. Niemal od razu i bez udziału mojej woli ponownie zjechały w dół, do jego tak kuszących pośladków, co wywołało cichy jęk z ust mężczyzny. I w tym momencie spadłem.
Zacząłem całować Adama zachłannie, a moje ręce z równą zaborczością wędrowały po całym jego ciele: ugniatając, masując i głaszcząc, aż wreszcie zawędrowały do rozporka jego spodni. Rozsunąłem zamek, czyniąc z tego pieszczotę; całą dłonią przesuwałem po nabrzmiałym kroczu. Kiedy po chwili ciało Ravena nie było już osłonięte żadną częścią garderoby, opadłem na kolana i chwyciłem mocno jego wystające kości biodrowe. Zadarłem głowę do góry, napotykając tym samym spojrzenie szeroko otwartych oczu o tęczówkach w kolorze stali i opiłków żelaza. Uśmiechnąłem się szeroko i przymknąłem na moment powieki.
Ten raz będzie specjalnie dla ciebie – powiedziałem najbardziej uwodzicielskim tonem, na jaki było mnie stać, gdy ponownie otworzyłem oczy. Czułem, jak – który to już raz dzisiaj? – wykrwawiają się lodowatym blaskiem, omiatając bladoniebieską poświatą wszystko w najbliższym otoczeniu.
Pogładziłem kciukami zagłębienia, a potem wzmocniłem uścisk dłoni. Powoli, niemal leniwie (choć w środku aż gotowałem się z niecierpliwości!) zbliżyłem się do wzniesionego erekcją członka mojego kochanka. Równie niespiesznie oblizałem żołądź, czując przy tym słony posmak, zostawiony tam przy mojej wcześniejszej próbie „ukarania” Ravena. Zadziwiające, jak cienka jest u mnie granica między karą a nagrodą.
Zacząłem pieścić go językiem. Później do języka dołączyły zęby; delikatnie odsunąłem nimi napletek, by móc swobodnie zrobić to, na co miałem ochotę już od dłużej chwili: wziąć go w usta i ssać, aż mój ukochany zacznie się wić.


Raven
Przez dłuższą chwilę stałem nieruchomo, zupełnie jakbym bał się chociażby poruszyć, w obawie, że nawet najlżejszym gestem czy słowem zepsuję tę chwilę; tę cudowną, obezwładniającą przyjemność, która rozprzestrzeniała się po moim ciele wskutek wszystkich tych pieszczot. Nie robiłem nic, chociaż miałem tak wielką ochotę krzyczeć. Jęczeć. Wić się. Wyartykułować ogarniającą mnie przyjemność w każdy możliwy i niemożliwy sposób. Zatopić się bez reszty w niebieskim spojrzeniu Beliala; usłyszeć z jego ust słowa wypowiadane tak rozkosznie nieprzyzwoitym tonem. Wpleść palce w jego cudowne, ciemne włosy. Zapomnieć, ach, zupełnie zapomnieć o wszystkim w tych silnych, władczych ramionach; karmić się ułudą bycia tym jedynym, niezastąpionym, bo przecież w głębi swojej egoistycznej duszy tego właśnie zawsze pragnąłem najmocniej - być dla kogoś kimś najważniejszym, całym światem. Chciałem stać się takim dla Beliala; nawet po tym wszystkim, co między nami zaszło, po złych myślach i nieprzemyślanych czynach, po wyrzutach i kłótniach, których gorycz wciąż między nami trwała. Pomimo tego wszystkiego…
Książę… Książę. Tak bardzo cię pragnę.
Jednak... wciąż byłem niepewny. Tak naprawdę nie rozumiałem do końca motywów postępowania Beliala. Z nim nigdy niczego nie byłem pewien. Pomimo pozornie oczywistego, może nawet nieco prostolinijnego zachowania wciąż był dla mnie zagadką. Tajemnicą.
Mówił, że nie jestem dla niego zabawką. Chciałem mu wierzyć. Chciałem mu ufać. Ale nie mogłem. Szukałem kłamstw w jego rozpalonych błękitem tęczówkach; w jego głosie.
Do czego zmierzasz, mój książę?, pytałem rozpaczliwie; moje usta opuszczały westchnienia, jednak myśli zmierzały w złym kierunku, który uniemożliwiał mi pełne odczuwanie rozkoszy; byłem rozpaczliwie rozdarty między ogromną przyjemnością a niepokojem, który zasnuwał moje serce niczym woal.
Ale dokładnie wtedy Belial - zupełnie jakby wyczuł niepożądany kierunek moich myśli - znowu uniósł spojrzenie i tym razem w tym pulsującym, szaleńczym błękicie ujrzałem coś więcej niż tylko namiętność. Było tam coś innego, bez wątpienia, jednak ukryte tak głęboko, że umykało przy próbie bliższego przyjrzenia się. Ale widziałem to. Coś na kształt zapewnienia. Prośby o to, bym nie odtrącał go tak łatwo, tak lekkomyślnie. Może też nadziei. Chwyciłem się rozpaczliwie tego spostrzeżenia, tego złudnego cienia obietnicy jak czegoś, co mogłoby mi dać ocalenie.
Uwierzyłem. I dopiero wtedy zdałem sobie w pełni sprawę, jak bardzo pobudzone jest moje ciało; w jak rozkoszny sposób ciepłe, wilgotne wargi Beliala otulają mojego wzniesionego erekcją penisa. Jak umiejętnie pieści mnie jego zwinny język. To było jak sen.
Chcę w nim zatonąć bez reszty.
Bezwiednie, kierując się w tej chwili głównie instynktem, wplotłem palce w ciemne włosy demona. Zacząłem jęczeć; głośno, przeciągle, niekontrolowanie. Cofnąłem się nieznacznie i oparłem plecami o ścianę, bo czułem, że jeszcze chwila, a nie ustoję o własnych siłach, na nogach, które niebezpiecznie łatwo się pode mną uginały; ta niezwykła przyjemność stała się tak obezwładniająca, że nawet podświadomie starałem się od niej uwolnić; tak jak uciekałem od wszystkiego, co więziło mnie zbyt mocno, zbyt pożądliwie. Gwałtownie szarpnąłem Beliala za włosy, chcąc odciągnąć go od swojej męskości - ale oczywiście nic to nie dało, bo demon tylko warknął niecierpliwie i wzmocnił uścisk dłoni na moich pośladkach. Krzyknąłem, bo jednocześnie na sile przybrała także pieszczota, jaką mnie obdarzał. Wydaje mi się, że chciałem wtedy coś powiedzieć - okiełznać go, powstrzymać przed zbytnim pośpiechem, przed zadawaniem mi tej trudniej do zniesienia rozkoszy, ach, a może wręcz przeciwnie, ponaglić go, zmusić, by robił to szybciej, brutalniej; żeby doprowadził mnie na szczyt jak najprędzej; sam już nie wiedziałem, czego chcę, chciałem wszystkiego naraz i od tego uciekałem, i to było tak słodkie, tak bolesne, i...
....I jeszcze chwila, jeszcze sekunda w tych rozkosznych męczarniach, a umrę, tak naprawdę, nieodwołanie, ach! Nie męcz mnie, książę!
- Belial... Belial - jęczałem jak w transie i brzmiało to zupełnie tak, jakbym nie znał żadnych innych słów poza tym jednym, które w kółko powtarzałem; jakby w imieniu demona mieścił się cały mój świat, ograniczony tylko do nas dwóch; do naszych przyspieszonych oddechów; jego pieszczot; moich krzyków.
Demon zassał gwałtownie mojego penisa. Było w tym coś dzikiego, zaborczego, ale cholernie, ach, cholernie mi się spodobało. Moje ciało przeszył kolejny, jeszcze intensywniejszy, jeszcze głębszy dreszcz przyjemności; nie mogąc już dłużej wytrzymać, doszedłem w ustach Beliala, zalewając mu gardło swoim nasieniem.
I kiedy było już po wszystkim, trochę niepewne rozchyliłem zaciśnięte dotychczas powieki, odrobinę obawiając się tego, że jestem teraz taki odsłonięty, bezbronny przed nim; nagi, nie tylko w sensie fizycznym, ale i psychicznym. Czułem aż nazbyt dobrze, jak rozpalona jest moja twarz; byłem zażenowany tym, że wciąż tak szybko, tak płytko oddycham; że podczas orgazmu przygryzłem sobie wargę niemal do krwi, sam właściwie nie wiem czemu.
- Belial - wyszeptałem. Demon wstał, a ja zarumieniłem się jeszcze mocniej, widząc go tak blisko przed sobą, czując jego zapach, jego nieokiełznaną siłę; wiedząc doskonale, że gdybym teraz go pocałował, poczułbym na jego ustach i języku swój smak. I chociaż wstydziłem się tej myśli nawet przed samym sobą, to w jakiś pokrętny i perwersyjny sposób całkiem mi się ona spodobała. Uniosłem nieznacznie głowę, i, przezwyciężając swoją wrodzoną niepewność, wczepiłem się zębami w dolną wargę Beliala, ssąc ją lekko. Demon nie pozostał mi dłużny - zachęcony moimi poczynaniami, bez większych wstępów czy subtelności zaczął mnie namiętnie całować, wsuwając język do moich ust; przesuwając dłońmi po moim wciąż wrażliwym po dopiero co doznanym orgazmie ciele, po mojej ciepłej, nagiej skórze.
Jęknąłem prosto w jego usta. Ach, tego było zbyt wiele. Chciałem go. Pragnąłem. Z każdym oddechem, z każdą myślą coraz bardziej. Tak mocno, że to aż bolało. Oderwałem się od ust demona, od tych kuszących, miękkich warg i spojrzałem mu prosto w oczy. Nagląco. Niemal błagalnie.
Uwolnij mnie. Tylko tobie na to pozwalam, książę...!
- Belial... Nie dręcz mnie już dłużej... Weź mnie... Posiądź mnie... Zerżnij... Teraz... Błagam... – Na poły wyszeptałem, a na poły wyjęczałem, rozpaczliwie zaciskając palce na jego ramionach. Słowa, te nieskładne, chaotyczne słowa oddawały w tej chwili całą istotę mojego pożądania, które teraz stało się naglącą potrzebą, całkowicie realną i namacalną; koniecznością, która – niezaspokojona - mogłaby mnie najzwyczajniej w świecie pożreć i unicestwić. - Chcę tego... potrzebuję... - wyszeptałem cicho, niemal niezauważalnie ocierając się biodrami o swojego kochanka i mając nadzieję, że zrozumie, w jak ogromnej potrzebie jestem. Czułem, jak mój penis znowu zaczyna rosnąć i twardnieć; nieco niecierpliwym gestem przesunąłem dłonią po kroczu Beliala, upewniając się w ten sposób, że i on jest równie podniecony jak ja. Wciąż patrząc mu głęboko w oczy, rozpiąłem rozporek jego spodni.
Normalnie pewnie bym tego nie zrobił. Ale wtedy byłem rozgorączkowany. Rozpalony. Całkowicie i nieodwracalnie straciłem nad sobą kontrolę.
Ale podobało mi się to, cholera. I Belialowi... Belialowi chyba też.


4 komentarze:

  1. Piszta dalej, proszę.

    OdpowiedzUsuń
  2. A następny rozdział to gdzie? W obiegu się zatrzymał, czy jak?
    Bo chyba jest następny? O.o
    Błagam, powiedzcie, że na tym nie kończycie. Proooszę *.*
    Piszcie dalej, błagam. To jedna z najlepszych historii, jaką czytałam. Ten nieprzezwyciężalny urok Beliala i powierzchowny chłód Ravena <333

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Był mały kryzys, ale niedługo historia (a nawet o wiele więcej...) zostanie wznowiona. Potrzebujemy tylko odrobiny czasu. ;)

      Usuń
    2. Ok, mogę poczekać ^^ Na nich zawsze warto, nie ważne jak długo. Mam nadzieję, że szybko się uporacie z problemami. Całusy :*

      Usuń