Witajcie na blogu poświęconym relacji dwóch demonów: Beliala Arymana oraz Adama "Ravena" Veneux de Bris. Genezę tego opowiadania znajdziecie w linkach na dole, a tymczasem – zapraszamy na yaoi!

niedziela, 19 sierpnia 2012

His Infernal Majesty - one shot w przerwie między rozdziałami

Leżałem na ogromnym, dębowym łożu z baldachimem w mojej sypialni i smętnie przyglądałem się śliwkowym ścianom. Znajdowałem się w moim niewielkim mieszkaniu na Ziemi, w jakimś zapadłym miasteczku, którego nazwa niewarta jest nawet odnotowania. Dookoła mnie uzbierał się już pokaźnych rozmiarów stos (pustych, niestety!) butelek Jacka Danielsa. Nie licząc szkła i mojego prawie dwumetrowego ciała, łóżko było wręcz nieznośnie puste. Co boleśnie przypominało mi o kłótni z Ravenem sprzed tygodnia. Właściwie to nawet nie pamiętam, o co nam poszło. Fakt jest taki, że siedziałem tu teraz sam: zły, znudzony i kompletnie pijany.

Strzepnąłem kolumnę popiołu z papierosa prosto na pościel, bo do popielniczki nie udało mi się wycelować.
Noż kurwa, czy nawet to musi mi się nie udawać? — wymamrotałem sfrustrowany. Nieporadnie zwlokłem się z łóżka i potknąwszy się o kolejną partię pustych butelek, runąłem na ziemię jak długi. Doczołgałem się do telefonu i sprawdziłem, czy ktoś przypadkiem nie nagrał mi się na sekretarce. Nie masz żadnych nowych wiadomości. Chciałem zaklnąć, ale trochę plątał mi się język, dlatego w ramach umartwiania się i samo-pokuty puściłem sobie ostatnią wiadomość od Ravena: Belialu, jesteś skończonym kretynem i największym idiotą w dziejach Piekła. Nie chcę już nigdy więcej oglądać twojej bezczelnej gęby! Rozumiesz? To koniec! Nie dzwoń! Nie pisz! Nie przychodź do mnie więcej i nie waż się ZNOWU rozwalać mi bramy, bo naślę na ciebie Lilith! Żegnaj!
Nie to nie — burknąłem pod nosem.
Potem wymacałem na podłodze pilot od wieży i włączyłem muzykę. Aż jęknąłem nad własną głupotą.

You can't escape the wrath of my heart
Beating to your funeral song (You're so alone)
All faith is lust for hell regained
And love dust in the hands of shame (Just be brave)...

Z głośników popłynął głos Ville Valo. Kiedy ostatnio kochaliśmy się tu z Ravenem, pomyślałem, że to świetny materiał na pościelówy. Nadal tak uważałem, ale po co słuchać pościelów, gdy nie ma się z kim uprawiać seksu?

Przytrzymując się nóg łóżka zacząłem powoli wstawać. Kiedy już jako tako stałem na nogach, uformowałem małą kulę ognia. Poczekałem, aż się powiększy, i wyrzuciłem ją w stronę odtwarzacza. Jakoś nie przyszło mi do głowy, że można go po prostu wyłączyć pilotem.

Leżący na szafie Mefisto, biały norweski leśny, prychnął wzgardliwie, zeskoczył zgrabnie na ziemię i dystyngowanym krokiem wyszedł z pokoju. Obrzuciłem mętnym spojrzeniem dopalające się resztki wieży i osmaloną ścianę.
Śmierdzi tu jak w Piekle — wybełkotałem. — Chyba się przejdę trochę — poinformowałem siebie i pusty pokój.

Kiedy po milionach lat udało mi się wyjść na zewnątrz, świeże powietrze w kilka sekund nieco mnie otrzeźwiło. Szkoda jednak już została wyrządzona i po głowie nadal tłukła mi się ta przeklęta piosenka.

I'll be the thorns on every rose
You've been sent by hope (You'll grow cold)

Ruszyłem powoli w stronę baru o ironicznej dla mnie nazwie Sperma szatana, który został tak ochrzczony przez jakiegoś pseudodowcipnego człowieka, najwyraźniej fana tego trudno dostępnego trunku z gatunku jaboli. Doczłapałem się tam powoli i próbowałem otworzyć drzwi, te jednak ani drgnęły. Spojrzałem na nie uważniej. Dostrzegłem wiszącą na nich kartkę, że właścicielowi jest bardzo przykro i bla bla bla, ale mało klientów i musi zamknąć interes. W dupę Lucyfera! Akurat teraz? Co ja takiego zrobiłem?! Przecież w tej pipidówie nie ma innej knajpy! Z wściekłości aż całkiem wytrzeźwiałem. No nie, jeszcze ten debilny głos w mojej głowie! Zaraz spalę to całe miasto i tyle!

Let me weep you this poem as Heaven's gates close
Paint you my soul, scarred and alone
Waiting for your kiss to take me back home...

Postanowiłem zmienić nieco otoczenie i teleportowałem się do pierwszego lepszego miejsca, które przyszło mi na myśl.
Kurwa — powiedziałem z rozpaczą. — Czemu wszystkie moje myśli są dzisiaj takie jednotorowe?! — zapytałem drzew i krzaków wokół mnie.

Znajdowałem się bowiem na dzikiej plaży. Tak, tu też uprawialiśmy seks. Dziki, namiętny, wyuzdany... STOP. Bo całkiem się rozkleję. A ja NIGDY się nie rozklejam!

Skoro już tu jestem, to równie dobrze mogę sobie trochę pospacerować, pomyślałem. Tak, wiem, tłumaczenie godne ćpuna. Hej, ale nie bez powodu mam na imię "nic niewart", okay? Szedłem przez zarośla kierując się w stronę wybrzeża. Coraz głośniej słyszałem szum fal, jednak nie zagłuszał on tej przeklętej piosenki.

Hold me
Like you held on to life
When all fears came alive and entombed me...

Patrząc uważnie w ziemię, pokonałem ostatni fragment lasu i dotarłem nad morze. Spojrzałem w górę i serce we mnie zamarło. Chyba do reszty już zwariowałem. Albo nadal jestm pijany.

Przede mną stał Raven i patrzył na mnie z zaskoczoną miną. Ja też mu się przyglądałem, nie dowierzając własnym oczom. Czy to jakaś sztuczka? Może ja śnię? Jeśli tak, to nie chcę się obudzić!

I am the nightmare waking you up
From the dream of a dream of love (Just like before)

Bałem się poruszyć, naiwnie myśląc, że jeśli będę trwał w absolutnym bezruchu, to stworzona przez mój mózg iluzja nie zniknie.
Nie jestem żadną iluzją, idioto — zirytowała się moja wizja. Ale któraż iluzja nie twierdziłaby, że nie jest iluzją?
Twoja. Bo chciałaby się od ciebie jak najszybciej uwolnić! — warknął stojący przede mną mężczyzna.
Odetchnąłem głęboko.
Skoro nie jesteś iluzją wykreowaną przez szalony mózg wariata, to skąd wiesz, o czym właśnie pomyślałem?
Raven klepnął się dłonią w czoło.
Może dlatego, że jestem telepatą, sklerotyku? — zdenerwował się.
Uuuuups...
To jeszcze nie jest żaden dowód — stwierdziłem. Ale w głębi mojej czarnej duszy już wiedziałem, że to spotkanie jest prawdziwe, po prostu głupio było mi się przyznać do błędu.
Zaraz będziesz miał dowód, jak cię poszatkuję — wymamrotał.
Zignorowałem jego groźbę. Zamiast tego zapytałem: — A co ty tu właściwie robisz?
Na twarzy Ravena odmalowało się niedowierzanie.
Czy ty naprawdę jesteś taki głupi?! — wybuchnął po chwili. — Przecież to moje ulubione miejsce do spacerów! MOJE! To, że raz... że... — zaplątał się demon. Zaraz jednak odzyskał rezon. — Nie masz prawa tu przychodzić! Jasne?! — wrzasnął.
Skuliem się i spojrzałem na niego żałośnie.
Tęsknię za tobą — powiedziałem cicho. — Nie wiem, co mi zrobiłeś, i nie obchodzi mnie, jak ci się to udało, ale nie mogę przestać o tobie myśleć — dokończyłem szeptem.
Raven nie odzywał się przez bardzo długi czas, tylko przypatrywał mi się w milczeniu. Na jego twarzy odmalowywały się różne emocje, których nie umiałem odczytać, i widziałem wyraźnie, że zmaga się z podjęciem jakiejś decyzji.

Love me
Like you love the sun
Scorching the blood in my vampire heart...

W głowie znów rozbrzmiał mi tekst piosenki. Tym razem jednak nie wkurzył mnie, tylko napełnił nadzieją. Powoli ruszyłem w stronę Ravena.
Stój tam, gdzie jesteś — powiedział demon, a jego twarz wykrzywił grymas złości.
Olałem jego polecenie i nadal się do niego zbliżałem. Raven jednak zaczął się cofać w stronę wody. Z boku nasz spacer musiał wyglądać komicznie.

Kiedy byliśmy już po pas w wodzie, teleportowałem się. Zmaterializowałem się tuż przed nim i mocno go objąłem.
Puszczaj mnie, zboczeńcu! — wykrzyczał mężczyzna i zaczął się szarpać. Przez jego próby wyrwania się straciłem podparcie na piaszczystym podłożu i całkowicie zanurzyłem się w wodzie, a razem ze mną trzymany przeze mnie demon. Zalała nas olbrzymia fala i przez chwilę nie wiedziałem, gdzie jest ziemia, a gdzie niebo. Kiedy Raven przestał się szamotać, bardzo się przestraszyłem i natychmiast teleportowałem nas na brzeg. Położyłem ukochanego na ziemi, przyłożyłem głowę do jego piersi i zacząłem nasłuchiwać. Nie oddychał! Z rozpaczą przywarłem do jego ust i wpompowałem w nie kilka oddechów. Ciało pode mną zakrztusiło się i z ulgą się odsunąłem.
Co ty robisz, kretynie! Jestem demonem, nie mogę się utopić! — wrzasnął na mnie Raven. Hmm, faktycznie.
Widzisz? Przez ciebie głupieję — powiedziałem poważnie, spoglądając w dół na jego twarz.
Już nie zwalaj winy na mnie — warknął. Ale już się nie wyrywał. Zawsze jakiś postęp.
A nie moglibyśmy się pogodzić? — zapytałem nagle z nadzieją.
Nie — odpowiedział, ale w jego głosie nie słyszałem wcześniejszej stanowczości. — I nie patrz tak na mnie — zastrzegł od razu.
Jaaaak? — spytałem przeciągając samogłoski.
Tymi niebieskimi ślepiami, idioto — powiedział na wydechu.
Nie umiem na ciebie patrzeć inaczej — wyznałem.
Westchnął.
Straszny z ciebie kłamca — usłyszałem po chwili.
Chyba chciałeś powiedzieć: najlepszy — poprawiłem go. — Ale w tej jednej sprawie jestem całkowicie szczery — dokończyłem miękko i pochyliłem się.
Nieprawda — wyszeptał Raven, a jego oddech stał się płytszy.
Tym razem ja westchnąłem, a mężczyzna pode mną lekko zadrżał, gdy owionął go mój ciepły oddech.
Do diabła, ile ty dzisiaj wypiłeś?! — zirytował się znowu i zmarszczył nos.
Jak widać, niewystarczająco — wymamrotałem, przypominając sobie wcześniejsze katusze. — Nie wierzysz mi, że cię pragnę? — zapytałem.
O, w to akurat wierzę bez zastrzeżeń — odparł z goryczą.
To o co ci chodzi? — zdziwiłem się.
O nic, złaź ze mnie — powiedział i próbował mnie z siebie zepchnąć, ale nie dałem się przesunąć. — No rusz się, idioto! — zawołał rozpaczliwie.
Desperacko zastanawiałem się, co zrobić. Teraz, gdy byłem tak blisko Ravena, wiedziałem, że bez niego nie wytrzymam. Że bez jego obecności strawi mnie agonia tak straszna i nieodwracalna, że coś w końcu pęknie we mnie i już nie będę sobą. Że to będzie jak ponowny upadek. Kolejne wygnanie. Zrobiłem więc jedyną rzecz, jaka w tym momencie przyszła mi do tej durnej głowy.
Let me bleed you this song of my heart deformed, I lead you along this path in the dark. Where I belong 'till I feel your warmth...? — zaśpiewałem cicho.
Raven przyglądał mi się szeroko otwartymi oczami.
There was a time when I could breath my life in you, and one by one your pale fingers started to move... — wyszeptał. Dotknął dłonią mojej twarzy i dokończył cichutko śpiewając: — And I touched your face and all life was erased, you smiled like an angel falling from grace...
Skrzywiłem się nieco.
Ale żeś trafił z tym ostatnim.
Roześmiał się lekko w odpowiedzi.
Nie tylko ty potrafisz czynić aluzje — zakpił.
Make love, not war — zasugerowałem, na co on tylko przewrócił oczami.
Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu. Wreszcie Raven otworzył usta chcąc coś powiedzieć, ale szybko do niego przywarłem wargami, zamykając mu je w ten sposób. Dosyć tego gadania, pomyślałem.

Początkowo pocałunek był niespieszny, wręcz leniwy. Prawie grzeczny. Takie buzi na przeprosiny. Zaraz jednak straciłem cierpliwość i mocniej naparłem swoimi ustami na Ravena. Przygryzłem mocno jego wargę, aż wydobyłem z niego jęk. Wtedy wreszcie wsunąłem swój język i poczułem gładką miękkość jego języka. Gwałtownie penetrowałem wnętrze jego ust i nagle poczułem, że mężczyzna wplata swoje dłonie w moje mokre włosy. Puls mi przyspieszył i zacząłem lekko ocierać się biodrami o demona. Kiedy już nie mogłem złapać tchu, przerwałem pocałunek. Odsunałęm się.

Raven oparł się na łokciach i spojrzał na mnie zdziwiony. Zacząłem powoli odpinać naramienniki. Najpierw sprzączka na ramieniu. Potem na piersi. I pod drugim ramieniem. Wreszcie spadły na piasek. Następnie rozwiązałem buty i je ściągnąłem, cały czas patrząc na Ravena, który w międzyczasie usiadł. Rozpiąłem pasek i nieznośnie powoli wyciągałem go ze szlufek. Usłyszałem, jak mój kochanek głośno przełknął ślinę. Pasek dołączył do pozostałej części garderoby. Przejechałem dłońmi po swojej klatce piersiowej, wzdłuż torsu i aż do bioder, a Raven śledził ten gest wygłodniałym wzrokiem. Zaśmiałem się miękko i zacząłem zmysłowo poruszać biodrami w rytm wyimaginowanej muzyki. Zamknąłem oczy, lekko odchyliłem głowę w tył i odpinałem guziki spodni, jeden po drugim. Spojrzałem na demona spod półprzymkniętych powiek, twarz rozświetlił mi błękitny blask moich oczu. Raven patrzył na mnie jak zahipnotyzowany. Zacząłem powoli zsuwać przemoknięte spodnie. Pochylił się do przodu i oparł ręce o piasek. Zsunąłem spodnie z bioder, obnażając tym samym moją erekcję. Więcej striptizu nie zdążyłem zrobić, bo Raven zerwał się z ziemi i przywarł do mnie w szaleńczym pocałunku. Po chwili oderwał się i niesamowicie szybko zdarł ze mnie spodnie.

Następnie zaczął równie gorączkowo rozpinać swoją koszulę, a ja pomogłem mu z jego spodniami, przy okazji zdejmując mu także buty. Chwilę potem znów się całowaliśmy z pasją, tym razem klęcząc; ocierając się o siebie, przesuwając dłońmi po włosach, plecach, pośladkach; obaj stęsknieni za swoim dotykiem. Pospiesznie zacząłem wycałowywać sobie drogę w dół.
Wstań — wydyszałem, kiedy dotarłem do sutków.
Słucham? — zapytał rozkojarzony.
Powiedziałem: wstań — powtórzyłem władczo. Zrobił, o co poprosiłem.
Chwyciłem go za tyłek i zacząłem lizać jego brzuch. Przesuwałem się powoli w kierunku jego męskości. Gdy byłem już blisko, bez ostrzeżenia zassałem jego żołądź, a potem wziąłem go całego w usta. Raven jęknął i złapał mnie za włosy. Przesuwałem głową w przód i w tył, a Raven pomagał mi biodrami. Teraz już jęczał głośno. W pewnym momencie zachwiał się, ale nie pozwoliłem mu upaść. Wmocniłem żelazny uścisk dłoni na jego pośladkach. Poczułem pod palcami, jak jego mięśnie się spinają; jego plecy wygięły się w łuk, a on sam zaczął krzyczeć i w dół mojego gardła spłynęło jego ciepłe nasienie. Przełykałem wszystko z zamkniętymi oczami. Wypuściłem go dopiero wtedy, gdy zmalał mi w ustach. Przytuliłem swój policzek do brzucha Ravena, obejmując ciasno mojego mężczyznę i ponownie nie pozwalając upaść jego drżącemu ciału. Gdy oddech mu się wyrównał, zaczął przeczesywać palcami moje włosy. Mruczałem. Przysięgam, dosłownie mruczałem z rozkoszy.

Nie mogąc spokojnie znieść tej pieszczoty, odepchnąłem go mocno i przewrócił się na miękką ziemię.
Co ty znowu robisz, idioto?! — zawołał oburzony. Nie odpowiedziałem, lecz zacząłem się czołgać wzdłuż jego ciała powolnymi, zmysłowymi ruchami. Kiedy byłem na wysokości jego krocza, polizałem jego jądra. Raven krzyknął cicho, zaskoczony. Byłem jak w transie. Jak na głodzie. Ćpun uzależniony od dotyku i dotykania jego ciała.

Lizałem go, aż znowu urósł, stwardniał. Pełzłem wzdłuż ciała demona, cały czas się o niego ocierając. Pocałowaliśmy się. Potem chwyciłem dłoń Ravena i wsadziłem sobie jego palce do ust. Ssałem je i lizałem, a gdy przestałem, pochyliłem się nad jego twarzą i powiedziałem krótko:
Przygotuj mnie.
Nie musiałem mówić tego drugi raz.

Jęknąłem z ustami przy jego szyi, mój oddech stał się krótszy i bardziej urywany.
Wystarczy — powiedziałem zduszonym głosem. Kiedy wyciągnął ze mnie palce, poczułem niemal namacalną pustkę. Podniosłem się na ręce i zapełniłem tę pustkę: z zamkniętymi oczami i pomagając sobie ręką, usiadłem na jego penisie. Przez chwilę się nie ruszałem, rozkoszując się tym, jak głęboko we mnie był. Potem zacząłem się ruszać, napierw powoli, gdyż jeszcze odczuwałem trochę bólu. Później jednak przyspieszyłem i ustaliłem tempo. Raven złapał mnie za biodra, zaraz jednak jedna z jego rąk powędrowała do mojej męskości. Gdy on zaczął przesuwać dłonią w górę i w dół, ja zacząłem jęczeć. Odczuwałem coraz większą przyjemność; on we mnie, tak głęboko; jego cudowne ręce na mojej erekcji, na mojej skórze. Cały zatopiłem się w odczuwaniu, cały byłem jednym pulsującym punktem odczuwającym rozkosz. Dźwięki, które wydawał, tylko jeszcze bardziej mnie podniecały.

Wreszcie poczułem, że zbliża się ten moment. Moje ciało wyprężyło się, odrzuciłem głowę w tył i zacząłem krzyczeć. Niemal w tym samym czasie dołączył do mnie krzyk Ravena. Ekstaza, którą czułem, była nie do opisania. W pełni wynagradzała mi czas spędzony bez mężczyzny, z którym właśnie dochodziłem.

Kiedy wszystko się skończyło, opadłem bezsilnie na ziemię tuż obok Ravena. Nie mogłem złapać oddechu, a gardło miałem całkowicie zdarte. Nie pamiętałem, żebym krzyczał tak głośno czy tak długo. Serce tłukło mi się w piersi i miałem wrażenie, że nadmiar krwi zaraz eksploduje w moich żyłach. Odwróciłem głowę, by spojrzeć na mojego kochanka. Zdziwiłem się, gdy okazało się, że on cały czas mi się przygląda. Jego oddech również był urywany, ale i tak dużo spokojniejszy od mojego. W pewnej chwili uśmiechnął się lekko, a ja zrozumiałem ze zdumieniem, że za sam ten uśmiech mógłbym się oddać na najgorsze tortury. Gdy byłem już w stanie w miarę normalnie oddychać, ostatkiem sił wtuliłem się w niego.
And you're my haven in life, and you're my haven in death, baby — wyszeptałem mu do ucha szczęśliwy.

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Rozdział VII

Raven

Wyprężyłem się i westchnąłem z rozkoszą, kiedy zaczął bawić się moimi sutkami, liżąc je i lekko pocierając. Obserwował mnie uważnie kątem oka, przyjmując z satysfakcją każde westchnięcie, każdy jęk opuszczający moje usta.

Obaj zaspokoiliśmy już głód pierwszej namiętności, więc jego pieszczoty były delikatne, nienachalne, zbliżające do finalnej rozkoszy najwolniej, jak to tylko było możliwe. Dopiero teraz mieliśmy okazję poznać się lepiej. Rozbawiło mnie i rozczuliło zarazem odkrycie, że Belial mruczy jak kot, kiedy gładzę jego włosy i skórę głowy. Chociaż, w jego przypadku słowo "kot" wydaje się nieco nieodpowiednie, pomyślałem, patrząc z zachwytem na wspaniałe mięśnie demona napinające się pod gładką, wilgotną od potu skórą. Z tą swoją nieokiełznaną, dziką siłą przypomina raczej lwa albo panterę.

Belial przygryzł mi lekko sutek, zupełnie jakby wyczuwał, że moje myśli są lekko rozproszone (hej, idioto, nie zapominaj, kto tu naprawdę jest telepatą!). Jęknąłem cicho, nie przestając gładzić jego włosów. Drugą dłoń zsunąłem nieco niżej, zatrzymując się na karku i masując go lekko. Pod dotykiem moich palców napięte mięśnie zaczęły się rozluźniać i odprężać. Uśmiechnąłem się, złapałem demona mocniej za włosy i przyciągnąłem gwałtownie do siebie. Belial warknął cicho (wydawał się być bardzo zaabsorbowany obserwacją moich twardniejących sutków), ale szybko zamknąłem mu usta głębokim pocałunkiem.



Belial

To był długi pocałunek, jeden z gatunku tych, których zmysłowość może przyprawić o zawrót głowy nawet najbardziej rozpustnego demona. Inicjatywa całkowicie należała do Ravena, pozwoliłem mu więc eksplorować moje wnętrze. W pewnej chwili jednak nie mogłem się już dłużej powstrzymywać i zassałem jego język, a mój poważny zazwyczaj kochanek drgnął i natychmiast zaczął z większą siłą i pasją napierać na moje usta swoimi wargami i zębami, jakby próbował mnie zjeść. Zaraz też pękła moja zasklepiająca się już rana i poczułem słodki, nieco metaliczny smak. Odchyliłem się odrobinę, a Raven wysunął język i zaczął zlizywać szkarłatną ciecz z moich ust. Otworzyłem oczy, by móc przyglądać się z bliska wachlarzowi jego długich, wywiniętych rzęs, pod którymi igrały cienie. Niemal zbyt piękny, by mógł być prawdziwy, przemknęło mi przez głowę.

Kiedy dolna warga przestała mi krwawić, przysunąłem się do jego szyi. Wylizywałem pokrętną ścieżkę na jego aksamitnej skórze, przysysając się w niektórych miejscach i tworząc tam malinki, a Raven nagradzał mnie cichym pojękiwaniem. W pewnym momencie ponownie wsunął swoje długie palce w moje wciąż wilgotne włosy i tym razem nadeszła moja kolej na wyartykułowanie zaznawanej przyjemności. Wyczułem pod językiem jego przyspieszający puls (czy powodem mogła być moja reakcja?). Z rosnącym podnieceniem przyssałem się do tego wciąż nabierającego prędkości staccata, by w końcu zanurzyć swoje kły w miękkim ciele Ravena. W dół gardła spływał życiodajny płyn, przyjemnie mnie ogrzewając od środka. Używając całej mojej nikłej w tym momencie siły woli oderwałem się od szyi demona. Zamglonymi oczami zacząłem się mu przypatrywać; na ustach błąkał mi się delikatny uśmiech, a na szczęce poczułem spływającą strużkę.



Raven

Opadłem bezsilnie na łóżko. Belial wyssał ze mnie zdecydowanie zbyt wiele krwi; zaledwie kilka kropel dzieliło mnie od całkowitego omdlenia. Cały świat wokół wirował, kołysał się, zanikał w szalonym kalejdoskopie psychodelicznych barw. Jęknąłem krótko, boleśnie, czując w uszach narastający szum. Próbowałem się podnieść, ale moje ruchy były spowolnione i niezdarne, zupełnie tak, jakbym poruszał się w wodzie. Chwytając powietrze urywanymi, płytkimi haustami, przyciągnąłem demona za włosy i ostatkiem sił wbiłem mu kły w szyję, brutalnie rozdzierając skórę i przysysając się do gorącej, pulsującej tętnicy.

Już po raz drugi w życiu piłem jego krew, i tym razem było to doznanie głębsze, intymniejsze, o wiele bardziej złożone. Ach, ten niezrównany smak, który czułem na języku - to była symfonia rozkoszy i spełnienia, urzeczywistnienie wszystkich możliwych żądz, obietnica wyniszczającej, obłędnej namiętności. Nic się nie liczyło. Zniknąłem. Zniknęło też piękne, silne ciało obok mnie. Zniknął cały widzialny świat. W tej jednej, cudownej chwili cały byłem gorącym, czerwonym strumieniem, który nieokiełznanym potokiem wlewał się w moje spragnione ciało. 

Otrzeźwienie przyszło po chwili. Poczułem nagle, jak Belial gwałtownie chwyta mnie za głowę i odrywa z trudem od swojej szyi. Szarpnąłem się, rozpaczliwie próbując przyssać się z powrotem do rany. Demon wymierzył mi mocny policzek, wpatrując się gniewnie w moją twarz. Krzyknąłem cicho, przykładając dłoń do piekącego miejsca. Krew była wszędzie - na moich wargach, na brodzie, na czole, nawet we włosach. Spojrzałem na Beliala błagalnie, szukając przebaczenia w nieprzeniknionej czerni jego ogromnych, groźnych oczu.

Jak mogłem to zrobić? Jak mogłem o tobie zapomnieć, mój upadły aniele? Twoja krew mnie opętała.

piątek, 10 sierpnia 2012

Rozdział VI

Belial

Serce we mnie zamarło, gdy Raven zaczął tak poważnie. Teraz jednak jego ciałem wstrząsał śmiech, a jego włosy łaskotały mnie w twarz. – Chcesz powiedzieć, że należysz do tej nielicznej garstki? – zapytałem udając zdziwienie. Nie dałem mu czasu na odpowiedź, tylko objąłem go mocno w pasie. – Odćwierkaj to, ptaszyno – wymruczałem z nosem przy jego szyi. – Odćwierkaj, albo ktoś nie będzie dzisiaj w stanie usiedzieć na swoim ślicznym tyłku – dokończyłem i bardzo powoli polizałem krawędź jego twarzy w miejscu, w którym kończy się szczęka, a zaczyna ucho. Co prawda, byłem już piekielnie zmęczony, ale moja chuć bywa niepowstrzymana, zwłaszcza kiedy mam do czynienia z takimi przystojniakami bezpośrednio w moich ramionach. Przesunąłem nas pod ścianę i uniosłem Ravena w górę tak, że – czy tego chciał, czy nie – musiał mnie objąć nogami. Z uśmiechem wpatrywałem się w jego oczy i delektowałem jego natychmiastowym zmieszaniem.



Raven

Pacnąłem go lekko w głowę, próbując wyswobodzić się z mocnego uścisku.

Jestem totalnie wykończony, ty niewyżyty seksualnie popaprańcu – warknąłem, nieudolnie ukrywajac zachwyt, jaki ogarniał mnie na widok cudownie wyrzeźbionych mięśni jego ramion i klatki piersiowej. Przez chwilę jeszcze się szarpałem, po czym dałem za wygraną, zdając sobie doskonale sprawę z tego, który z nas obu jest silniejszy. Pochłonięty widokiem jego płonących rozbawieniem oczu, uśmiechnąłem się lekko i całkowicie wbrew sobie złożyłem na pełnych wargach demona delikatny, czuły pocałunek.

Nie zmuszaj mnie, żebym ponownie udowodnił ci, jak dobrze znam francuski – wyszeptałem, oblizując zmysłowo wargi.



Belial

Gdy otworzyłem oczy po pocałunku, twarz Ravena była skąpana w bladobłękitnej poświacie roztaczanej przez moje przebarwione ponownie tęczówki. – Jak tak dalej będziesz postępował, to zaraz faktycznie cię zmuszę, byś klęknął do miecza – powiedziałem niecałkiem przytomnie. Nagle zaczęło mi przeszkadzać, że guziki koszuli Ravena są takie malutkie. Ciężko będzie je rozpiąć ustami. Może by tak spróbować językiem?

I nadal nie odwołałeś tych podłych słów wypowiedzianych pod adresem mojej nagości – dorzuciłem, cały czas wgapiając się z zaaferowaniem w te nieszczęsne guziki na brzuchu. A gdyby je tak po prostu odgryźć? Myślałem intensywnie. Nie, chyba odgryzienie nie wchodzi w grę, taki z Ravena pedancik, że pewnie zaraz kazałby mi je przyszyć z powrotem.



Raven

Powiedzmy, że zupełnie nie mam ochoty ich odwoływać – powiedziałem kpiąco, podążając za spojrzeniem jego rozpalonych pożądaniem oczu. Wbrew swoim wcześniejszym słowom, nie czułem już zmęczenia. Po całym moim ciele rozlewało się przyjemne, pełne ekscytacji ciepło.

Ach, dlaczego piękno upadłych aniołów jest tak kuszące?

Gwałtownie wpiłem się w jego rozchylone wargi, przygryzając je aż do krwi. Po mojej brodzie i szyi spłynęła cienka, czerwona strużka, znacząc wyrazistym śladem nieskazitelną biel koszuli. Odetchnąłem głęboko i zanurzyłem palce w ciemnych włosach demona.

Nie krępuj się – szepnąłem mu wprost do ucha i polizałem je lekko. – Pozwalam ci zrobić ze mną wszystko, na co tylko masz ochotę.



Belial

Czułem lekkie pieczenie ust. Niewielka cena za widok uwalanego moją krwią Ravena.

Och, więc tym razem mi pozwalasz? – zadrwiłem. Demon przesuwał palcami po moich włosach, kompletnie nieświadom wpływu, jaki to na mnie miało. Przymknąłem oczy i z jękiem przechyliłem głowę do przodu, dając w ten sposób znać, że bardzo mi się podoba i proszę o więcej. Po chwili jednak się opanowałem. No, przynajmniej w tej sprawie z włosami. Bo na podbrzuszu już czułem rozlewające się fale gorąca.

Mówiąc takie rzeczy, powodujesz, że nie tylko usta mi krwawią, ale także i serce – powiedziałem dramatycznie. – Skoro tak niemiła ci moja nagość, to może powinniśmy się zamienić? Bo ja z kolei chętnie popatrzyłbym sobie na to i owo – wymruczałem i nie czekając na odpowiedź wepchnąłem nos pod jego koszulę. Raven sapnął. Zacząłem lizać skórę, kierując się w dół brzucha. Nie było to łatwe pod tym kątem, postanowiłem więc chwilę się z tym wstrzymać. Zaciągnąłem się głęboko zapachem nagiej skóry i wyciągnąłem głowę spod koszuli.

Gdzie masz sypialnię? – zapytałem ochryple.

Na drugim piętrze – odpowiedział zduszonym głosem.

Szedłem po schodach w górę nie patrząc nawet pod nogi. Miałem lepsze rzeczy do obserwowania. Mój wzrok utkwiony był w oczach Ravena, który z jakiegoś powodu nagle przestał mnie pieszczotliwie nazywać idiotą i również wpatrywał się we mnie intensywnie. Gdyby nie ta krew na jego brodzie i szyi, wyglądałby bardzo niewinnie z tymi ogromnymi, stalowoszarymi oczami, które przywodziły mi na myśl niebo na chwilę przed burzą. Coś mnie ścisnęło w dołku na tę myśl, a przez moją twarz przebiegł skurcz bólu. Szybko zmieniłem temat moich rozważań.



Gdy dotraliśmy na górę, z prawej strony korytarza dobiegł nas pisk. Spojrzałem w tę stronę. Ach, to tylko pokojówka. – Nie przeszkadzaj – warknąłem do niej i otworzyłem pierwsze drzwi, które mi się nawinęły pod rękę. Szczęśliwym trafem okazała się to być sypialnia. Na środku komnaty (bo grubym nietaktem byłoby nazwanie tego pomieszczenia pokojem) stało imponujących rozmiarów dębowe łoże z baldachimem. Fiu, fiu. Kruczek lubi spać w przestronnym gniazdku, myślałem rozbawiony.



Delikatnie położyłem Ravena na łóżku i bardzo powoli zacząłem rozpinać jego koszulę. Gdy dotarłem do dolnej części, zatrzymałem się na chwilę, by pogładzić dłonią to miejsce tuż nad linią spodni. Następnie pochyliłem się i przejechałem językiem od pępka aż po mostek. Potem odbiłem nieco w lewo i zacząłem lizać sutek. Oddech Ravena stał się płytszy, a ja, zachęcony taką reakcją, postanowiłem zadziałać ostrzej. Najpierw zassałem sutek, czym zasłużyłem na cichy jęk, a potem go delikatnie przygryzłem. Demon wsunął dłonie w moje włosy, a ja przymknąłem oczy i z westchnieniem oparłem głowę na jego klatce piersiowej. – Uwielbiam, kiedy mi tak robisz – powiedziałem cicho. Zaraz potem oblizałem kciuk i palec wskazujący i przy pomocy zwilżonych palców dalej bawiłem się jego sutkiem.

Rozdział V

Raven
Przez dłuższą chwilę dyszałem ciężko, nie mogąc złapać oddechu. Objąłem mocno Beliala, wdychając z rozkoszą upojny zapach jego wilgotnej skóry i próbując uspokoić szalone bicie serca. Miałem ochotę powiedzieć mu wiele rzeczy, ale z jakichś powodów słowa takie jak "było mi cudownie" albo "powtórzmy to jeszcze kiedyś" nie chciały mi przejść przez gardło. Patrzyłem więc tylko przez wpółprzymknięte powieki, jak pochyla się nade mną i delikatnie muska wargami moją rozpaloną twarz. Zaniepokoiłem się lekko, pełen obaw, czy nie jest to aby wstęp do kolejnych pieszczot, na które zupełnie nie miałem siły, ale Belial wyglądał tak spokojnie, że od razu się odprężyłem. Intensywny, pożądliwy błękit w jego oczach powoli zaczął blaknąć, ustępując miejsca nieprzeniknionej czerni. Kiedy pocałował mnie w usta, westchnąłem przeciągle i gwałtownie objąłem dłońmi jego głowę, wplątując palce w ciemne, mokre od potu kosmyki.
Hej, idioto – powiedziałem, ciągnąc go mocno za włosy i uśmiechając się złośliwie. – Nawet nie próbuj wyobrażać sobie teraz nie wiadomo czego, jasne?

Belial
Za późno, właśnie wspominałem, jak pode mną jęczałeś – poinformowałem go z błyskiem w oku. Mało brakowało, a zacząłbym mruczeć jak kot. Raven jakoś nie miał do tej pory okazji na zmierzwienie mi włosów i odkrycie, że skóra mojej głowy to praktycznie jedna wielka strefa erogenna.
I wcale nie jestem idiotą. Mam całkiem rozległą wiedzę na wiele tematów – odparłem wyniośle, próbując ukryć, jak bardzo mnie kręci dotyk jego dłoni, nawet jeśli właśnie szarpnął mnie za kudły. – A propos, wiedziałeś, że w języku francuskim mają zwyczaj nazywać orgazm la petite mort – "mała śmierć"? Jak dla mnie, całkiem trafne określenie.

Raven
Roześmiałem się serdecznie, słuchając jego gadaniny. Wyglądało na to, że zaczął już dochodzić do siebie.
Nie wątpię, że masz rozległą wiedzę – powiedziałem z przekąsem, puszczając jego włosy. – Jednak w całym jej ogromie nie zauważyłeś, że noszę francuskie nazwisko. Doskonale znam ten język, ciołku – dodałem i pstryknąłem go palcem w nos.
Korzystając z chwilowej dezorientacji demona, odsunąłem go od siebie i sięgnąłem po spodnie, leżące w nieładzie na podłodze. Nie miałem zamiaru paradować nago przed tym napaleńcem ani chwili dłużej, zwłaszcza, że w jego oczach dostrzegłem kilka niepokojących, błękitnych iskierek.
Założę się, że bajerujesz na takie teksty każdego – powiedziałem z lekkim wyrzutem, powoli zapinając rozporek. Belial przyglądał się uważnie moim dłoniom, jakby w ogóle nie słuchał tego, co mówię. Wzdychając cicho, wzruszyłem ramionami i podniosłem z ziemi koszulę.

Belial
Przyglądałem się Ravenowi jak zahipnotyzowany, nie mogąc oderwać spojrzenia od jego nagiego jeszcze przed chwilą ciała.
No wiesz, jeszcze się taki nie narodził, co przez moje łóżko nie przechodził – palnąłem i żałowałem tych słów, zanim jeszcze je wypowiedziałem. No czemu tak trudno mi się z nim rozmawia?! – W sumie jakoś mi wyleciało z głowy twoje francuskie nazwisko – mruknąłem. – Ale nie śmiej wątpić w to, że jestem bardzo świadom twoich umiejętności językowych z zakresu francuskiego – uśmiechnąłem się i spojrzałem mu w oczy. To, co tam zobaczyłem, zaniepokoiło mnie.

Raven
To, co właśnie usłyszałem, podziałało na mnie jak zimny prysznic. Cholernie zimny prysznic. Widok jego wypełnionych pożądaniem oczu nagle zaczął mnie niewymownie mierzić. Odwróciłem się od niego, drżącymi palcami zapinając guziki koszuli.
Dziękuję za uświadomienie mi, że nie jestem nikim wyjątkowym – powiedziałem cicho, przygryzając wargi. Moje oczy zasnuły się delikatną, czerwoną mgiełką, ale już po chwili wziąłem się w garść i zacisnąłem zęby.
Mam nadzieję, że wyjście znajdziesz sam – wyszeptałem z pewnym trudem i skierowałem się ku schodom prowadzącym na górę. W każdym innym przypadku rzuciłbym na pożegnanie jakiś zjadliwy komentarz, ale nie teraz. Nie po tym wszystkim. Nie po tym, jak pokazałem mu, jaki naprawdę jestem – bez żadnych masek, bez obaw, bez zahamowań. Po tych bezlitosnych słowach, nawet jeśli były szczere, po prostu nie miałem ochoty na niego patrzeć.

Belial
Nie, nie, nie... – myślałem gorączkowo. Co tu właśnie zaszło?!
Zaczekaj – poprosiłem. A nigdy nie proszę. Sam biorę to, na co mam ochotę. – Nie miałem tego na myśli – dokończyłem wstając z kanapy. Szybkim krokiem dogoniłem Ravena i złapałem go za ramię, jednak on błyskawicznie się wyrwał, nawet na mnie nie patrząc. Z rozpaczą przyglądałem się, jak wspina się po schodach.
Chyba właśnie dlatego nie umiem z tobą rozmawiać, bo jesteś kimś wyjątkowym – powiedziałem żałośnie. – Każdemu innemu bym nakłamał i zmył się dosłownie sekundy po wszystkim. Teraz jakoś nie mam na to ochoty – ostatnie słowa wyszeptałem ze spuszczoną głową i tak cicho, że pewnie ich nawet nie usłyszał. Wstydziłem się tego nowego, dopiero kiełkującego uczucia, którego nie potrafiłem nazwać. Czułem, że poruszam się po bardzo grząskim gruncie i według nieznanych mi zasad.

Raven
Zatrzymałem się gwałtownie i odwróciłem, nie wierząc własnym uszom. Belial stał kilka stopni za mną – ze spuszczoną głową, z twarzą ukrytą w cieniu splątanej grzywy ciemnych włosów. Zastanowiłem się przelotnie, jak wiele osób miało okazję widzieć go w takiej skruszonej pozie. Cóż, znając charakterek tego przeklętego diabła, pewnie i tak już nie żyją. Powoli zbliżyłem się do niego, ignorując przenikliwy ból w klatce piersiowej.
Przestań – powiedziałem cicho, a on uniósł głowę, patrząc na mnie ze zdziwieniem. – Po prostu przestań. To nie w twoim stylu. Nie kupuję tego. I nie chcę tego słuchać.
Przez długą chwilę staliśmy w milczeniu, mierząc się spojrzeniami.
Proszę cię tylko o jedno – zacząłem poważnym tonem, patrząc mu uważnie w oczy. Wzdrygnął się lekko, gdy przysunąłem się jeszcze bliżej. – Ubierz w końcu spodnie, ty niewydarzony idioto – mruknąłem mu prosto do ucha, nie mogąc powstrzymać śmiechu, od dłuższej chwili łaskoczącego mnie w gardło. – Serio, nie każdy marzy o tym, by oglądać cię nago!

wtorek, 7 sierpnia 2012

Rozdział IV

Raven

Serce tłukło się w mojej piersi jak oszalałe. Jego szybki, jednostajny rytm w połączeniu z szumem krwi w uszach sprawiał, że nie byłem w stanie skupić się na niczym poza tym, co właśnie robił ze mną Belial. A robił rzeczy bezwstydnie wręcz rozkoszne. Z moich ust wydobywały się kolejne jęki, coraz głośniejsze i bardziej błagalne.



Ostatkiem sił odwróciłem twarz i spojrzałem mu w oczy. Chyba jeszcze bardziej go to podnieciło, bo gwałtownie przyspieszył, jeszcze szybciej wsuwając we mnie palce, jeszcze mocniej zaciskając dłoń na mojej męskości. Zalała mnie kolejna, nieznośnie gorąca fala rozkoszy. Wpatrywałem się z zachwytem w jego jaśniejące błękitem oczy, w ciemne włosy, okalające piękną twarz, w rozchylone usta, zaczerwienione i nabrzmiałe od naszych wspólnych pocałunków. Wpiłem się w nie rozpaczliwie, przygryzając je i ssąc, bliski obłędu.



Belial gwałtownie pochylił się i wbił mi w szyję swoje ostre kły. Z niewielkiej rany trysnęła krew, a całym pomieszczeniem wstrząsnął mój głośny, namiętny krzyk. Opadłem bezsilnie na jego ramię, dysząc ciężko. Demon uśmiechnął się, po czym, patrząc mi wyzywająco w oczy, zbliżył do ust rękę pełną mojego nasienia i zaczął ją dokładnie oblizywać, wyraźnie rozkoszując się moim smakiem. Nieco zmieszany, spuściłem wzrok, patrząc w dół - wprost na jego wzniesiony potężną erekcją członek. Na ten widok znowu oblała mnie gwałtowna, nieokiełznana fala pożądania.



Przytuliłem się mocno do Beliala, zaciskając dłonie na jego umięśnionych ramionach. Demon odwzajemnił uścisk, obdarzając mnie przy okazji długim, namiętnym pocałunkiem, po czym dość brutalnie rzucił mnie na kanapę twarzą do dołu. Jedną rękę wsunął w moje splątane włosy, zaś drugą przesunął na podbrzusze, zaciskając swoje zwinne palce na mojej twardniejącej męskości.



Krzyknąłem, gdy niespodziewanie poczułem go w sobie. To nowe uczucie było tak niezwykłe, tak absorbujące i niewiarygodnie rozkoszne, że na chwilę straciłem oddech. Czułem wszystko o wiele intensywniej niż wtedy, kiedy robił to palcami. Wypiąłem się mocniej, dając mu do zrozumienia, że chcę, by wsadził mi go jeszcze głębiej, mocniej, żeby zrobił ze mną to wszystko, na co tak długo miał ochotę. Wgryzłem się gwałtownie w obicie kanapy, gdy zaczął się we mnie poruszać. Gładki, chłodny materiał tłumił skutecznie moje głośne krzyki.



Belial

Był tak cudownie ciasny. Początkowo musiałem bardzo uważać, żeby go nie uszkodzić, nie sprawić mu bólu... Ale po chwili przestałem się tym przejmować. Raven krzyczał, starał się to słumić poręczą sofy, jednak było to niemożliwe. I nie krzyczał z bólu, a przynajmniej nie tylko. Wiem, o czym mówię, bo namacalny tego dowód tkwił w mojej prawej ręce.



Czułem się jak we śnie. Wchodziłem w Ravena coraz mocniej, próbując całkowicie się w nim zanurzyć, pode mną grały mięśnie jego pośladków, pleców, ramion; dłonią przesuwałem po erekcji demona, powodując tym samym jego głośniejsze krzyki. Nasze spocone ciała ocierały się o siebie, za każdym razem wydając mokre plaśnięcie. A ten upojny zapach! Woń krwi, pożądania, naszych ciał i ostrego rżnięcia – symfonia rozkoszy. Czy może być coś lepszego?



Oczywiście, że może. Wysunąłem się z Ravena, obróciłem go przodem do siebie, kładąc sobie jego wspaniale wyrzeźbione nogi na ramionach i znów posiadłem jego ciało. Wbijałem się tak mocno i szybko, że dźwięki wydawane uprzednio przez demona teraz zamieniły się w jeden ciągły krzyk. Zaczął się pode mną wić, a po chwili dostrzegłem, że rozdrapuje swoje ręce. Natychmiast złapałem jego nadgarstki i pochyliłem się, by przyszpilić je do poręczy. Teraz tylko cale dzieliły nasze twarze, a Raven już więcej nie krzyczał, tylko pojękiwał przez zdarte gardło. Każde pchnięcie było dla nas obu osobną paradą przyjemności.



Chłonąłem wzrokiem piękno Ravena, próbując wyryć sobie w pamięci jego roziskrzone oczy wpatrujące się w jakiś odległy punkt poza moją twarzą, jego cudowne, wilgotne od potu kości policzkowe, obłędny wykrój rozchylonych ust, zmarszczone brwi. - Jesteś taki piękny – wydyszałem szeptem i pochyliłem się, by go pocałować. On jednak załkał prosto w moje usta i poczułem, jak po brzuchu rozlewa mi się ciepła ciecz. Zaraz potem moim ciałem targnął spazm, który wydusił ze mnie ochrypły krzyk i doszedłem we wnętrzu demona.



Kiedy opadła fala pożądania, wysunąłem się z Ravena, zdjąłem jego nogi z moich ramion i opadłem bez sił na jego ciało. Przez naprawdę długą chwilę leżeliśmy tylko, rozpaczliwie próbując złapać oddech. Kiedy znowu mogłem mówić, uniosłem się z wysiłkiem na łokciach, spojrzałem na demona i wyszeptałem: - Łał. To było... - ale nie dokończyłem.


Raven w odpowiedzi rozchylił powieki i uśmiechnął się nieśmiało. Poczułem, jak w moje oczy wkrada się pewien mroczny cień; ta pierwotna zaborczość, kiedy dwoje ludzi właśnie uprawiało nieziemski seks i widziało u siebie nawzajem praktycznie wszystko, i należy jakoś zasygnalizować, że to wszystko należy do ciebie. Natychmiast zacząłem obdarzać jego twarz czułymi pocałunkami: w policzki, czoło, nos, powieki. Usłyszałem westchnienie meżczyzny pode mną i natychmiast pocałowałem go w usta.