Raven
Wyprężyłem się i westchnąłem z
rozkoszą, kiedy zaczął bawić się moimi sutkami, liżąc je i
lekko pocierając. Obserwował mnie uważnie kątem oka, przyjmując
z satysfakcją każde westchnięcie, każdy jęk opuszczający moje
usta.
Obaj zaspokoiliśmy już głód
pierwszej namiętności, więc jego pieszczoty były delikatne,
nienachalne, zbliżające do finalnej rozkoszy najwolniej, jak to
tylko było możliwe. Dopiero teraz mieliśmy okazję poznać się
lepiej. Rozbawiło mnie i rozczuliło zarazem odkrycie, że Belial
mruczy jak kot, kiedy gładzę jego włosy i skórę głowy. Chociaż,
w jego przypadku słowo "kot" wydaje się nieco
nieodpowiednie, pomyślałem, patrząc z zachwytem na wspaniałe
mięśnie demona napinające się pod gładką, wilgotną od potu
skórą. Z tą swoją nieokiełznaną, dziką siłą przypomina
raczej lwa albo panterę.
Belial przygryzł mi lekko sutek,
zupełnie jakby wyczuwał, że moje myśli są lekko rozproszone
(hej, idioto, nie zapominaj, kto tu naprawdę jest telepatą!).
Jęknąłem cicho, nie przestając gładzić jego włosów. Drugą
dłoń zsunąłem nieco niżej, zatrzymując się na karku i masując
go lekko. Pod dotykiem moich palców napięte mięśnie zaczęły się
rozluźniać i odprężać. Uśmiechnąłem się, złapałem demona
mocniej za włosy i przyciągnąłem gwałtownie do siebie. Belial
warknął cicho (wydawał się być bardzo zaabsorbowany obserwacją
moich twardniejących sutków), ale szybko zamknąłem mu usta
głębokim pocałunkiem.
Belial
To był długi pocałunek, jeden z
gatunku tych, których zmysłowość może przyprawić o zawrót
głowy nawet najbardziej rozpustnego demona. Inicjatywa całkowicie
należała do Ravena, pozwoliłem mu więc eksplorować moje wnętrze.
W pewnej chwili jednak nie mogłem się już dłużej powstrzymywać
i zassałem jego język, a mój poważny zazwyczaj kochanek drgnął
i natychmiast zaczął z większą siłą i pasją napierać na moje
usta swoimi wargami i zębami, jakby próbował mnie zjeść. Zaraz
też pękła moja zasklepiająca się już rana i poczułem słodki,
nieco metaliczny smak. Odchyliłem się odrobinę, a Raven wysunął
język i zaczął zlizywać szkarłatną ciecz z moich ust.
Otworzyłem oczy, by móc przyglądać się z bliska wachlarzowi jego
długich, wywiniętych rzęs, pod którymi igrały cienie. Niemal
zbyt piękny, by mógł być prawdziwy, przemknęło mi przez głowę.
Kiedy dolna warga przestała mi
krwawić, przysunąłem się do jego szyi. Wylizywałem pokrętną
ścieżkę na jego aksamitnej skórze, przysysając się w niektórych
miejscach i tworząc tam malinki, a Raven nagradzał mnie cichym
pojękiwaniem. W pewnym momencie ponownie wsunął swoje długie
palce w moje wciąż wilgotne włosy i tym razem nadeszła moja kolej
na wyartykułowanie zaznawanej przyjemności. Wyczułem pod językiem
jego przyspieszający puls (czy powodem mogła być moja reakcja?). Z
rosnącym podnieceniem przyssałem się do tego wciąż nabierającego
prędkości staccata, by w końcu zanurzyć swoje kły w miękkim
ciele Ravena. W dół gardła spływał życiodajny płyn, przyjemnie
mnie ogrzewając od środka. Używając całej mojej nikłej w tym
momencie siły woli oderwałem się od szyi demona. Zamglonymi oczami
zacząłem się mu przypatrywać; na ustach błąkał mi się
delikatny uśmiech, a na szczęce poczułem spływającą strużkę.
Raven
Opadłem bezsilnie na łóżko.
Belial wyssał ze mnie zdecydowanie zbyt wiele krwi; zaledwie kilka
kropel dzieliło mnie od całkowitego omdlenia. Cały świat wokół
wirował, kołysał się, zanikał w szalonym kalejdoskopie
psychodelicznych barw. Jęknąłem krótko, boleśnie, czując w
uszach narastający szum. Próbowałem się podnieść, ale moje
ruchy były spowolnione i niezdarne, zupełnie tak, jakbym poruszał
się w wodzie. Chwytając powietrze urywanymi, płytkimi haustami,
przyciągnąłem demona za włosy i ostatkiem sił wbiłem mu kły w
szyję, brutalnie rozdzierając skórę i przysysając się do
gorącej, pulsującej tętnicy.
Już po raz drugi w życiu piłem
jego krew, i tym razem było to doznanie głębsze, intymniejsze, o
wiele bardziej złożone. Ach, ten niezrównany smak, który czułem
na języku - to była symfonia rozkoszy i spełnienia,
urzeczywistnienie wszystkich możliwych żądz, obietnica
wyniszczającej, obłędnej namiętności. Nic się nie liczyło.
Zniknąłem. Zniknęło też piękne, silne ciało obok mnie. Zniknął
cały widzialny świat. W tej jednej, cudownej chwili cały byłem
gorącym, czerwonym strumieniem, który nieokiełznanym potokiem
wlewał się w moje spragnione ciało.
Otrzeźwienie przyszło po chwili.
Poczułem nagle, jak Belial gwałtownie chwyta mnie za głowę i
odrywa z trudem od swojej szyi. Szarpnąłem się, rozpaczliwie
próbując przyssać się z powrotem do rany. Demon wymierzył mi
mocny policzek, wpatrując się gniewnie w moją twarz. Krzyknąłem
cicho, przykładając dłoń do piekącego miejsca. Krew była
wszędzie - na moich wargach, na brodzie, na czole, nawet we włosach.
Spojrzałem na Beliala błagalnie, szukając przebaczenia w
nieprzeniknionej czerni jego ogromnych, groźnych oczu.
Jak
mogłem to zrobić? Jak mogłem o tobie zapomnieć, mój upadły
aniele? Twoja krew mnie opętała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz