Witajcie na blogu poświęconym relacji dwóch demonów: Beliala Arymana oraz Adama "Ravena" Veneux de Bris. Genezę tego opowiadania znajdziecie w linkach na dole, a tymczasem – zapraszamy na yaoi!

niedziela, 19 sierpnia 2012

His Infernal Majesty - one shot w przerwie między rozdziałami

Leżałem na ogromnym, dębowym łożu z baldachimem w mojej sypialni i smętnie przyglądałem się śliwkowym ścianom. Znajdowałem się w moim niewielkim mieszkaniu na Ziemi, w jakimś zapadłym miasteczku, którego nazwa niewarta jest nawet odnotowania. Dookoła mnie uzbierał się już pokaźnych rozmiarów stos (pustych, niestety!) butelek Jacka Danielsa. Nie licząc szkła i mojego prawie dwumetrowego ciała, łóżko było wręcz nieznośnie puste. Co boleśnie przypominało mi o kłótni z Ravenem sprzed tygodnia. Właściwie to nawet nie pamiętam, o co nam poszło. Fakt jest taki, że siedziałem tu teraz sam: zły, znudzony i kompletnie pijany.

Strzepnąłem kolumnę popiołu z papierosa prosto na pościel, bo do popielniczki nie udało mi się wycelować.
Noż kurwa, czy nawet to musi mi się nie udawać? — wymamrotałem sfrustrowany. Nieporadnie zwlokłem się z łóżka i potknąwszy się o kolejną partię pustych butelek, runąłem na ziemię jak długi. Doczołgałem się do telefonu i sprawdziłem, czy ktoś przypadkiem nie nagrał mi się na sekretarce. Nie masz żadnych nowych wiadomości. Chciałem zaklnąć, ale trochę plątał mi się język, dlatego w ramach umartwiania się i samo-pokuty puściłem sobie ostatnią wiadomość od Ravena: Belialu, jesteś skończonym kretynem i największym idiotą w dziejach Piekła. Nie chcę już nigdy więcej oglądać twojej bezczelnej gęby! Rozumiesz? To koniec! Nie dzwoń! Nie pisz! Nie przychodź do mnie więcej i nie waż się ZNOWU rozwalać mi bramy, bo naślę na ciebie Lilith! Żegnaj!
Nie to nie — burknąłem pod nosem.
Potem wymacałem na podłodze pilot od wieży i włączyłem muzykę. Aż jęknąłem nad własną głupotą.

You can't escape the wrath of my heart
Beating to your funeral song (You're so alone)
All faith is lust for hell regained
And love dust in the hands of shame (Just be brave)...

Z głośników popłynął głos Ville Valo. Kiedy ostatnio kochaliśmy się tu z Ravenem, pomyślałem, że to świetny materiał na pościelówy. Nadal tak uważałem, ale po co słuchać pościelów, gdy nie ma się z kim uprawiać seksu?

Przytrzymując się nóg łóżka zacząłem powoli wstawać. Kiedy już jako tako stałem na nogach, uformowałem małą kulę ognia. Poczekałem, aż się powiększy, i wyrzuciłem ją w stronę odtwarzacza. Jakoś nie przyszło mi do głowy, że można go po prostu wyłączyć pilotem.

Leżący na szafie Mefisto, biały norweski leśny, prychnął wzgardliwie, zeskoczył zgrabnie na ziemię i dystyngowanym krokiem wyszedł z pokoju. Obrzuciłem mętnym spojrzeniem dopalające się resztki wieży i osmaloną ścianę.
Śmierdzi tu jak w Piekle — wybełkotałem. — Chyba się przejdę trochę — poinformowałem siebie i pusty pokój.

Kiedy po milionach lat udało mi się wyjść na zewnątrz, świeże powietrze w kilka sekund nieco mnie otrzeźwiło. Szkoda jednak już została wyrządzona i po głowie nadal tłukła mi się ta przeklęta piosenka.

I'll be the thorns on every rose
You've been sent by hope (You'll grow cold)

Ruszyłem powoli w stronę baru o ironicznej dla mnie nazwie Sperma szatana, który został tak ochrzczony przez jakiegoś pseudodowcipnego człowieka, najwyraźniej fana tego trudno dostępnego trunku z gatunku jaboli. Doczłapałem się tam powoli i próbowałem otworzyć drzwi, te jednak ani drgnęły. Spojrzałem na nie uważniej. Dostrzegłem wiszącą na nich kartkę, że właścicielowi jest bardzo przykro i bla bla bla, ale mało klientów i musi zamknąć interes. W dupę Lucyfera! Akurat teraz? Co ja takiego zrobiłem?! Przecież w tej pipidówie nie ma innej knajpy! Z wściekłości aż całkiem wytrzeźwiałem. No nie, jeszcze ten debilny głos w mojej głowie! Zaraz spalę to całe miasto i tyle!

Let me weep you this poem as Heaven's gates close
Paint you my soul, scarred and alone
Waiting for your kiss to take me back home...

Postanowiłem zmienić nieco otoczenie i teleportowałem się do pierwszego lepszego miejsca, które przyszło mi na myśl.
Kurwa — powiedziałem z rozpaczą. — Czemu wszystkie moje myśli są dzisiaj takie jednotorowe?! — zapytałem drzew i krzaków wokół mnie.

Znajdowałem się bowiem na dzikiej plaży. Tak, tu też uprawialiśmy seks. Dziki, namiętny, wyuzdany... STOP. Bo całkiem się rozkleję. A ja NIGDY się nie rozklejam!

Skoro już tu jestem, to równie dobrze mogę sobie trochę pospacerować, pomyślałem. Tak, wiem, tłumaczenie godne ćpuna. Hej, ale nie bez powodu mam na imię "nic niewart", okay? Szedłem przez zarośla kierując się w stronę wybrzeża. Coraz głośniej słyszałem szum fal, jednak nie zagłuszał on tej przeklętej piosenki.

Hold me
Like you held on to life
When all fears came alive and entombed me...

Patrząc uważnie w ziemię, pokonałem ostatni fragment lasu i dotarłem nad morze. Spojrzałem w górę i serce we mnie zamarło. Chyba do reszty już zwariowałem. Albo nadal jestm pijany.

Przede mną stał Raven i patrzył na mnie z zaskoczoną miną. Ja też mu się przyglądałem, nie dowierzając własnym oczom. Czy to jakaś sztuczka? Może ja śnię? Jeśli tak, to nie chcę się obudzić!

I am the nightmare waking you up
From the dream of a dream of love (Just like before)

Bałem się poruszyć, naiwnie myśląc, że jeśli będę trwał w absolutnym bezruchu, to stworzona przez mój mózg iluzja nie zniknie.
Nie jestem żadną iluzją, idioto — zirytowała się moja wizja. Ale któraż iluzja nie twierdziłaby, że nie jest iluzją?
Twoja. Bo chciałaby się od ciebie jak najszybciej uwolnić! — warknął stojący przede mną mężczyzna.
Odetchnąłem głęboko.
Skoro nie jesteś iluzją wykreowaną przez szalony mózg wariata, to skąd wiesz, o czym właśnie pomyślałem?
Raven klepnął się dłonią w czoło.
Może dlatego, że jestem telepatą, sklerotyku? — zdenerwował się.
Uuuuups...
To jeszcze nie jest żaden dowód — stwierdziłem. Ale w głębi mojej czarnej duszy już wiedziałem, że to spotkanie jest prawdziwe, po prostu głupio było mi się przyznać do błędu.
Zaraz będziesz miał dowód, jak cię poszatkuję — wymamrotał.
Zignorowałem jego groźbę. Zamiast tego zapytałem: — A co ty tu właściwie robisz?
Na twarzy Ravena odmalowało się niedowierzanie.
Czy ty naprawdę jesteś taki głupi?! — wybuchnął po chwili. — Przecież to moje ulubione miejsce do spacerów! MOJE! To, że raz... że... — zaplątał się demon. Zaraz jednak odzyskał rezon. — Nie masz prawa tu przychodzić! Jasne?! — wrzasnął.
Skuliem się i spojrzałem na niego żałośnie.
Tęsknię za tobą — powiedziałem cicho. — Nie wiem, co mi zrobiłeś, i nie obchodzi mnie, jak ci się to udało, ale nie mogę przestać o tobie myśleć — dokończyłem szeptem.
Raven nie odzywał się przez bardzo długi czas, tylko przypatrywał mi się w milczeniu. Na jego twarzy odmalowywały się różne emocje, których nie umiałem odczytać, i widziałem wyraźnie, że zmaga się z podjęciem jakiejś decyzji.

Love me
Like you love the sun
Scorching the blood in my vampire heart...

W głowie znów rozbrzmiał mi tekst piosenki. Tym razem jednak nie wkurzył mnie, tylko napełnił nadzieją. Powoli ruszyłem w stronę Ravena.
Stój tam, gdzie jesteś — powiedział demon, a jego twarz wykrzywił grymas złości.
Olałem jego polecenie i nadal się do niego zbliżałem. Raven jednak zaczął się cofać w stronę wody. Z boku nasz spacer musiał wyglądać komicznie.

Kiedy byliśmy już po pas w wodzie, teleportowałem się. Zmaterializowałem się tuż przed nim i mocno go objąłem.
Puszczaj mnie, zboczeńcu! — wykrzyczał mężczyzna i zaczął się szarpać. Przez jego próby wyrwania się straciłem podparcie na piaszczystym podłożu i całkowicie zanurzyłem się w wodzie, a razem ze mną trzymany przeze mnie demon. Zalała nas olbrzymia fala i przez chwilę nie wiedziałem, gdzie jest ziemia, a gdzie niebo. Kiedy Raven przestał się szamotać, bardzo się przestraszyłem i natychmiast teleportowałem nas na brzeg. Położyłem ukochanego na ziemi, przyłożyłem głowę do jego piersi i zacząłem nasłuchiwać. Nie oddychał! Z rozpaczą przywarłem do jego ust i wpompowałem w nie kilka oddechów. Ciało pode mną zakrztusiło się i z ulgą się odsunąłem.
Co ty robisz, kretynie! Jestem demonem, nie mogę się utopić! — wrzasnął na mnie Raven. Hmm, faktycznie.
Widzisz? Przez ciebie głupieję — powiedziałem poważnie, spoglądając w dół na jego twarz.
Już nie zwalaj winy na mnie — warknął. Ale już się nie wyrywał. Zawsze jakiś postęp.
A nie moglibyśmy się pogodzić? — zapytałem nagle z nadzieją.
Nie — odpowiedział, ale w jego głosie nie słyszałem wcześniejszej stanowczości. — I nie patrz tak na mnie — zastrzegł od razu.
Jaaaak? — spytałem przeciągając samogłoski.
Tymi niebieskimi ślepiami, idioto — powiedział na wydechu.
Nie umiem na ciebie patrzeć inaczej — wyznałem.
Westchnął.
Straszny z ciebie kłamca — usłyszałem po chwili.
Chyba chciałeś powiedzieć: najlepszy — poprawiłem go. — Ale w tej jednej sprawie jestem całkowicie szczery — dokończyłem miękko i pochyliłem się.
Nieprawda — wyszeptał Raven, a jego oddech stał się płytszy.
Tym razem ja westchnąłem, a mężczyzna pode mną lekko zadrżał, gdy owionął go mój ciepły oddech.
Do diabła, ile ty dzisiaj wypiłeś?! — zirytował się znowu i zmarszczył nos.
Jak widać, niewystarczająco — wymamrotałem, przypominając sobie wcześniejsze katusze. — Nie wierzysz mi, że cię pragnę? — zapytałem.
O, w to akurat wierzę bez zastrzeżeń — odparł z goryczą.
To o co ci chodzi? — zdziwiłem się.
O nic, złaź ze mnie — powiedział i próbował mnie z siebie zepchnąć, ale nie dałem się przesunąć. — No rusz się, idioto! — zawołał rozpaczliwie.
Desperacko zastanawiałem się, co zrobić. Teraz, gdy byłem tak blisko Ravena, wiedziałem, że bez niego nie wytrzymam. Że bez jego obecności strawi mnie agonia tak straszna i nieodwracalna, że coś w końcu pęknie we mnie i już nie będę sobą. Że to będzie jak ponowny upadek. Kolejne wygnanie. Zrobiłem więc jedyną rzecz, jaka w tym momencie przyszła mi do tej durnej głowy.
Let me bleed you this song of my heart deformed, I lead you along this path in the dark. Where I belong 'till I feel your warmth...? — zaśpiewałem cicho.
Raven przyglądał mi się szeroko otwartymi oczami.
There was a time when I could breath my life in you, and one by one your pale fingers started to move... — wyszeptał. Dotknął dłonią mojej twarzy i dokończył cichutko śpiewając: — And I touched your face and all life was erased, you smiled like an angel falling from grace...
Skrzywiłem się nieco.
Ale żeś trafił z tym ostatnim.
Roześmiał się lekko w odpowiedzi.
Nie tylko ty potrafisz czynić aluzje — zakpił.
Make love, not war — zasugerowałem, na co on tylko przewrócił oczami.
Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu. Wreszcie Raven otworzył usta chcąc coś powiedzieć, ale szybko do niego przywarłem wargami, zamykając mu je w ten sposób. Dosyć tego gadania, pomyślałem.

Początkowo pocałunek był niespieszny, wręcz leniwy. Prawie grzeczny. Takie buzi na przeprosiny. Zaraz jednak straciłem cierpliwość i mocniej naparłem swoimi ustami na Ravena. Przygryzłem mocno jego wargę, aż wydobyłem z niego jęk. Wtedy wreszcie wsunąłem swój język i poczułem gładką miękkość jego języka. Gwałtownie penetrowałem wnętrze jego ust i nagle poczułem, że mężczyzna wplata swoje dłonie w moje mokre włosy. Puls mi przyspieszył i zacząłem lekko ocierać się biodrami o demona. Kiedy już nie mogłem złapać tchu, przerwałem pocałunek. Odsunałęm się.

Raven oparł się na łokciach i spojrzał na mnie zdziwiony. Zacząłem powoli odpinać naramienniki. Najpierw sprzączka na ramieniu. Potem na piersi. I pod drugim ramieniem. Wreszcie spadły na piasek. Następnie rozwiązałem buty i je ściągnąłem, cały czas patrząc na Ravena, który w międzyczasie usiadł. Rozpiąłem pasek i nieznośnie powoli wyciągałem go ze szlufek. Usłyszałem, jak mój kochanek głośno przełknął ślinę. Pasek dołączył do pozostałej części garderoby. Przejechałem dłońmi po swojej klatce piersiowej, wzdłuż torsu i aż do bioder, a Raven śledził ten gest wygłodniałym wzrokiem. Zaśmiałem się miękko i zacząłem zmysłowo poruszać biodrami w rytm wyimaginowanej muzyki. Zamknąłem oczy, lekko odchyliłem głowę w tył i odpinałem guziki spodni, jeden po drugim. Spojrzałem na demona spod półprzymkniętych powiek, twarz rozświetlił mi błękitny blask moich oczu. Raven patrzył na mnie jak zahipnotyzowany. Zacząłem powoli zsuwać przemoknięte spodnie. Pochylił się do przodu i oparł ręce o piasek. Zsunąłem spodnie z bioder, obnażając tym samym moją erekcję. Więcej striptizu nie zdążyłem zrobić, bo Raven zerwał się z ziemi i przywarł do mnie w szaleńczym pocałunku. Po chwili oderwał się i niesamowicie szybko zdarł ze mnie spodnie.

Następnie zaczął równie gorączkowo rozpinać swoją koszulę, a ja pomogłem mu z jego spodniami, przy okazji zdejmując mu także buty. Chwilę potem znów się całowaliśmy z pasją, tym razem klęcząc; ocierając się o siebie, przesuwając dłońmi po włosach, plecach, pośladkach; obaj stęsknieni za swoim dotykiem. Pospiesznie zacząłem wycałowywać sobie drogę w dół.
Wstań — wydyszałem, kiedy dotarłem do sutków.
Słucham? — zapytał rozkojarzony.
Powiedziałem: wstań — powtórzyłem władczo. Zrobił, o co poprosiłem.
Chwyciłem go za tyłek i zacząłem lizać jego brzuch. Przesuwałem się powoli w kierunku jego męskości. Gdy byłem już blisko, bez ostrzeżenia zassałem jego żołądź, a potem wziąłem go całego w usta. Raven jęknął i złapał mnie za włosy. Przesuwałem głową w przód i w tył, a Raven pomagał mi biodrami. Teraz już jęczał głośno. W pewnym momencie zachwiał się, ale nie pozwoliłem mu upaść. Wmocniłem żelazny uścisk dłoni na jego pośladkach. Poczułem pod palcami, jak jego mięśnie się spinają; jego plecy wygięły się w łuk, a on sam zaczął krzyczeć i w dół mojego gardła spłynęło jego ciepłe nasienie. Przełykałem wszystko z zamkniętymi oczami. Wypuściłem go dopiero wtedy, gdy zmalał mi w ustach. Przytuliłem swój policzek do brzucha Ravena, obejmując ciasno mojego mężczyznę i ponownie nie pozwalając upaść jego drżącemu ciału. Gdy oddech mu się wyrównał, zaczął przeczesywać palcami moje włosy. Mruczałem. Przysięgam, dosłownie mruczałem z rozkoszy.

Nie mogąc spokojnie znieść tej pieszczoty, odepchnąłem go mocno i przewrócił się na miękką ziemię.
Co ty znowu robisz, idioto?! — zawołał oburzony. Nie odpowiedziałem, lecz zacząłem się czołgać wzdłuż jego ciała powolnymi, zmysłowymi ruchami. Kiedy byłem na wysokości jego krocza, polizałem jego jądra. Raven krzyknął cicho, zaskoczony. Byłem jak w transie. Jak na głodzie. Ćpun uzależniony od dotyku i dotykania jego ciała.

Lizałem go, aż znowu urósł, stwardniał. Pełzłem wzdłuż ciała demona, cały czas się o niego ocierając. Pocałowaliśmy się. Potem chwyciłem dłoń Ravena i wsadziłem sobie jego palce do ust. Ssałem je i lizałem, a gdy przestałem, pochyliłem się nad jego twarzą i powiedziałem krótko:
Przygotuj mnie.
Nie musiałem mówić tego drugi raz.

Jęknąłem z ustami przy jego szyi, mój oddech stał się krótszy i bardziej urywany.
Wystarczy — powiedziałem zduszonym głosem. Kiedy wyciągnął ze mnie palce, poczułem niemal namacalną pustkę. Podniosłem się na ręce i zapełniłem tę pustkę: z zamkniętymi oczami i pomagając sobie ręką, usiadłem na jego penisie. Przez chwilę się nie ruszałem, rozkoszując się tym, jak głęboko we mnie był. Potem zacząłem się ruszać, napierw powoli, gdyż jeszcze odczuwałem trochę bólu. Później jednak przyspieszyłem i ustaliłem tempo. Raven złapał mnie za biodra, zaraz jednak jedna z jego rąk powędrowała do mojej męskości. Gdy on zaczął przesuwać dłonią w górę i w dół, ja zacząłem jęczeć. Odczuwałem coraz większą przyjemność; on we mnie, tak głęboko; jego cudowne ręce na mojej erekcji, na mojej skórze. Cały zatopiłem się w odczuwaniu, cały byłem jednym pulsującym punktem odczuwającym rozkosz. Dźwięki, które wydawał, tylko jeszcze bardziej mnie podniecały.

Wreszcie poczułem, że zbliża się ten moment. Moje ciało wyprężyło się, odrzuciłem głowę w tył i zacząłem krzyczeć. Niemal w tym samym czasie dołączył do mnie krzyk Ravena. Ekstaza, którą czułem, była nie do opisania. W pełni wynagradzała mi czas spędzony bez mężczyzny, z którym właśnie dochodziłem.

Kiedy wszystko się skończyło, opadłem bezsilnie na ziemię tuż obok Ravena. Nie mogłem złapać oddechu, a gardło miałem całkowicie zdarte. Nie pamiętałem, żebym krzyczał tak głośno czy tak długo. Serce tłukło mi się w piersi i miałem wrażenie, że nadmiar krwi zaraz eksploduje w moich żyłach. Odwróciłem głowę, by spojrzeć na mojego kochanka. Zdziwiłem się, gdy okazało się, że on cały czas mi się przygląda. Jego oddech również był urywany, ale i tak dużo spokojniejszy od mojego. W pewnej chwili uśmiechnął się lekko, a ja zrozumiałem ze zdumieniem, że za sam ten uśmiech mógłbym się oddać na najgorsze tortury. Gdy byłem już w stanie w miarę normalnie oddychać, ostatkiem sił wtuliłem się w niego.
And you're my haven in life, and you're my haven in death, baby — wyszeptałem mu do ucha szczęśliwy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz