Raven
Przez
dłuższą chwilę dyszałem ciężko, nie mogąc złapać oddechu.
Objąłem mocno Beliala, wdychając z rozkoszą upojny zapach jego
wilgotnej skóry i próbując uspokoić szalone bicie serca. Miałem
ochotę powiedzieć mu wiele rzeczy, ale z jakichś powodów słowa
takie jak "było mi cudownie" albo "powtórzmy to
jeszcze kiedyś" nie chciały mi przejść przez gardło.
Patrzyłem więc tylko przez wpółprzymknięte powieki, jak pochyla
się nade mną i delikatnie muska wargami moją rozpaloną twarz.
Zaniepokoiłem się lekko, pełen obaw, czy nie jest to aby wstęp do
kolejnych pieszczot, na które zupełnie nie miałem siły, ale
Belial wyglądał tak spokojnie, że od razu się odprężyłem.
Intensywny, pożądliwy błękit w jego oczach powoli zaczął
blaknąć, ustępując miejsca nieprzeniknionej czerni. Kiedy
pocałował mnie w usta, westchnąłem przeciągle i gwałtownie
objąłem dłońmi jego głowę, wplątując palce w ciemne, mokre od
potu kosmyki.
–
Hej,
idioto – powiedziałem, ciągnąc go mocno za włosy i uśmiechając
się złośliwie. – Nawet nie próbuj wyobrażać sobie teraz nie
wiadomo czego, jasne?
Belial
– Za późno, właśnie
wspominałem, jak pode mną jęczałeś – poinformowałem go z
błyskiem w oku. Mało brakowało, a zacząłbym mruczeć jak kot.
Raven jakoś nie miał do tej pory okazji na zmierzwienie mi włosów
i odkrycie, że skóra mojej głowy to praktycznie jedna wielka
strefa erogenna.
– I wcale nie jestem idiotą. Mam
całkiem rozległą wiedzę na wiele tematów – odparłem wyniośle,
próbując ukryć, jak bardzo mnie kręci dotyk jego dłoni, nawet
jeśli właśnie szarpnął mnie za kudły. – A propos, wiedziałeś,
że w języku francuskim mają zwyczaj nazywać orgazm la petite
mort – "mała śmierć"? Jak dla mnie, całkiem
trafne określenie.
Raven
Roześmiałem
się serdecznie, słuchając jego gadaniny. Wyglądało na to, że
zaczął już dochodzić do siebie.
–
Nie
wątpię, że masz rozległą wiedzę – powiedziałem z przekąsem,
puszczając jego włosy. – Jednak w całym jej ogromie nie
zauważyłeś, że noszę francuskie nazwisko. Doskonale znam ten
język, ciołku – dodałem i pstryknąłem go palcem w nos.
Korzystając
z chwilowej dezorientacji demona, odsunąłem go od siebie i
sięgnąłem po spodnie, leżące w nieładzie na podłodze. Nie
miałem zamiaru paradować nago przed tym napaleńcem ani chwili
dłużej, zwłaszcza, że w jego oczach dostrzegłem kilka
niepokojących, błękitnych iskierek.
–
Założę
się, że bajerujesz na takie teksty każdego – powiedziałem z
lekkim wyrzutem, powoli zapinając rozporek. Belial przyglądał się
uważnie moim dłoniom, jakby w ogóle nie słuchał tego, co mówię.
Wzdychając cicho, wzruszyłem ramionami i podniosłem z ziemi
koszulę.
Belial
Przyglądałem
się Ravenowi jak zahipnotyzowany, nie mogąc oderwać spojrzenia od
jego nagiego jeszcze przed chwilą ciała.
–
No
wiesz, jeszcze się taki nie narodził, co przez moje łóżko nie
przechodził – palnąłem i żałowałem tych słów, zanim jeszcze
je wypowiedziałem. No czemu tak trudno mi się z nim rozmawia?! –
W sumie jakoś mi wyleciało z głowy twoje francuskie nazwisko –
mruknąłem. – Ale nie śmiej wątpić w to, że jestem bardzo
świadom twoich umiejętności językowych z zakresu francuskiego –
uśmiechnąłem się i spojrzałem mu w oczy. To, co tam zobaczyłem,
zaniepokoiło mnie.
Raven
To,
co właśnie usłyszałem, podziałało na mnie jak zimny prysznic.
Cholernie zimny prysznic. Widok jego wypełnionych pożądaniem oczu
nagle zaczął mnie niewymownie mierzić. Odwróciłem się od niego,
drżącymi palcami zapinając guziki koszuli.
–
Dziękuję
za uświadomienie mi, że nie jestem nikim wyjątkowym –
powiedziałem cicho, przygryzając wargi. Moje oczy zasnuły się
delikatną, czerwoną mgiełką, ale już po chwili wziąłem się w
garść i zacisnąłem zęby.
–
Mam
nadzieję, że wyjście znajdziesz sam – wyszeptałem z pewnym
trudem i skierowałem się ku schodom prowadzącym na górę. W
każdym innym przypadku rzuciłbym na pożegnanie jakiś zjadliwy
komentarz, ale nie teraz. Nie po tym wszystkim. Nie po tym, jak
pokazałem mu, jaki naprawdę jestem – bez żadnych masek, bez
obaw, bez zahamowań. Po tych bezlitosnych słowach, nawet jeśli
były szczere, po prostu nie miałem ochoty na niego patrzeć.
Belial
Nie,
nie, nie... – myślałem
gorączkowo. Co tu właśnie zaszło?!
–
Zaczekaj
– poprosiłem. A nigdy nie proszę. Sam biorę to, na co mam
ochotę. – Nie miałem tego na myśli – dokończyłem wstając z
kanapy. Szybkim krokiem dogoniłem Ravena i złapałem go za ramię,
jednak on błyskawicznie się wyrwał, nawet na mnie nie patrząc. Z
rozpaczą przyglądałem się, jak wspina się po schodach.
–
Chyba
właśnie dlatego nie umiem z tobą rozmawiać, bo jesteś kimś
wyjątkowym – powiedziałem żałośnie. – Każdemu innemu bym
nakłamał i zmył się dosłownie sekundy po wszystkim. Teraz jakoś
nie mam na to ochoty – ostatnie słowa wyszeptałem ze spuszczoną
głową i tak cicho, że pewnie ich nawet nie usłyszał. Wstydziłem
się tego nowego, dopiero kiełkującego uczucia, którego nie
potrafiłem nazwać. Czułem, że poruszam się po bardzo grząskim
gruncie i według nieznanych mi zasad.
Raven
Zatrzymałem
się gwałtownie i odwróciłem, nie wierząc własnym uszom. Belial
stał kilka stopni za mną – ze spuszczoną głową, z twarzą
ukrytą w cieniu splątanej grzywy ciemnych włosów. Zastanowiłem
się przelotnie, jak wiele osób miało okazję widzieć go w takiej
skruszonej pozie. Cóż, znając charakterek tego przeklętego
diabła, pewnie i tak już nie żyją. Powoli zbliżyłem się do
niego, ignorując przenikliwy ból w klatce piersiowej.
–
Przestań
– powiedziałem cicho, a on uniósł głowę, patrząc na mnie ze
zdziwieniem. – Po prostu przestań. To nie w twoim stylu. Nie
kupuję tego. I nie chcę tego słuchać.
Przez
długą chwilę staliśmy w milczeniu, mierząc się spojrzeniami.
–
Proszę
cię tylko o jedno – zacząłem poważnym tonem, patrząc mu
uważnie w oczy. Wzdrygnął się lekko, gdy przysunąłem się
jeszcze bliżej. – Ubierz w końcu spodnie, ty niewydarzony idioto
– mruknąłem mu prosto do ucha, nie mogąc powstrzymać śmiechu,
od dłuższej chwili łaskoczącego mnie w gardło. – Serio, nie
każdy marzy o tym, by oglądać cię nago!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz