Witajcie na blogu poświęconym relacji dwóch demonów: Beliala Arymana oraz Adama "Ravena" Veneux de Bris. Genezę tego opowiadania znajdziecie w linkach na dole, a tymczasem – zapraszamy na yaoi!

niedziela, 30 grudnia 2012

Rozdział XII

Belial
Dłoń trzymająca mój krawat nieznacznie zadrżała, a potem jej uścisk nasilił się, gdy z każdą sekundą pogłębiałem pocałunek – ssąc opuchnięte i wciąż jeszcze zakrwawione wargi Ravena i liżąc je, by potem napierać na nie zębami, a na koniec wsunąć swój język w usta demona. Moje ręce niemal bezwiednie powędrowały w dół jego pleców, aż ostatecznie zatrzymały się na jego pośladkach; mocno zaciśnięte, wciąż nienasycone. Przez głowę przemknęła mi rozpaczliwa myśl, czy ten pocałunek nie jest aby pożegnaniem z mojej strony. Jeśli dalej będziemy się tak spotykać, moja zazdrość w końcu kogoś zabije. I to niekoniecznie mnie, pomyślałem z przestrachem. Przerażała mnie zarówno łatwość, z jaką Raven wyprowadzał mnie z (i tak chwiejnej) równowagi, jak i sam fakt, że ten mężczyzna nieustannie mnie pociągał, i to nawet nie z taką samą siłą, lecz z każdym dotykiem coraz bardziej, aż w końcu – tu, na tym korytarzu, po usłyszeniu groźby z jego ust – zdałem sobie sprawę, że najchętniej zamknąłbym go we własnej komnacie, by nikt nie mógł go oglądać i pożądać, skrzywdzić czy – tym bardziej – kusić. Jak to się w ogóle stało...?
Ta dziwna zaborczość (a może nawet pewien rodzaj typowej dla drapieżników terytorialności) przepełniała mnie, mieszając się z pożądaniem i całkowicie spychając na boczny tor myśli, które nurtowały mnie jeszcze kilka godzin temu; myśli związane z nieznośnym podejrzeniem, że Raven kochał się ze mną tylko po to, by móc zakosztować krwi pełnej mocy, krwi upadłego anioła.
Kiedy od całowania się z Ravenem zabrakło mi tchu, oderwałem swoje usta od jego warg, przesuwając je na krzywiznę jego szczęki, tuż obok ucha, i odetchnąłem głęboko, zaciągając się zapachem demona. W policzek delikatnie łaskotał mnie zabłąkany kosmyk jego włosów, wydobywając ze mnie ciche westchnienie. Ująłem ten kosmyk palcami i zacząłem się nim bawić, przyglądając się mu uważnie i nie mogąc się nadziwić jego miękkości. Po chwili jednak wypuściłem pukiel z dłoni, momentalnie otrząsając się z tego rozproszenia. Spojrzałem na Ravena.
Uciekaj – powiedziałem poważnie, z żalem zabierając drugą rękę z jego tyłka. Gdy demon nie poruszył się, zmarszczyłem brwi w gniewnym grymasie. – Słyszysz? Uciekaj do swojego pana, bo jeszcze chwila w twoim towarzystwie, a całkiem się zapomnę – warknąłem, nie mogąc utrzymać głosu spokojnym na wzmiankę o Lucyferze, którego miałem w tej chwili ochotę zabić w bardzo wymyślny sposób.

Raven
Zapomnisz się? Ach, książę, nigdy się tego nie dowiesz, ale nie ma niczego, czego pragnąłbym bardziej. A z każdym twoim słowem, z każdym zaborczym pocałunkiem sam również tracę kontrolę. Chcę, żebyś – teraz, w tej chwili, bez najmniejszego wahania – przyparł mnie mocno do muru i posiadł tyle razy, ile tylko zapragniesz. Moja wola ugina się pod najlżejszym nawet dotykiem twoich dłoni. Jeden gest i będę twój już na zawsze. Pozwól mi zatonąć w rozkoszy, jaką tylko ty potrafisz mi dać, przeklęty demonie. Duma i obowiązki – cóż to znaczy? Wszystko to żałosne pozory świata, który wali się w gruzy za każdym razem, kiedy mnie dotykasz! Proszę, pozwól mi poczuć się tak, jakbym był kimś wyjątkowym, kimś tylko dla ciebie. Daj mi iluzję bycia niezastąpionym! Pozwól mi, błagam... I przez chwilę krótszą niż ułamek sekundy rzeczywiście wierzyłem, że tak naprawdę może się stać.
Nie, odezwał się w mojej głowie rozpaczliwie trzeźwy głos rozsądku. Tak nie będzie. Nie jestem niewolnikiem swoich żądz. To wszystko zaszło zdecydowanie zbyt daleko. Muszę uciec; w tej chwili, natychmiast, nieodwołalnie. Odetchnąłem głęboko i odsunąłem się od Beliala. Te cudowne, rozchylone wargi, kwintesencja zapomnienia. I te dłonie, zachłanne dłonie, którymi dotykał mnie w tak rozkoszny sposób. Nie! Odwróciłem wzrok. Nie pozwolę na to!
W porządku – stwierdziłem wypranym z emocji głosem i zrobiłem krok w tył, wciąż starając się nie patrzeć na Beliala. – Czas wracać. – Odwróciłem się. – Obowiązki wzywają, i to nie tylko mnie, książę. Mniemam, iż rozumiesz, do czego piję – rzuciłem przez ramię, po czym oddaliłem się niespiesznie w kierunku sali bankietowej.

Belial
Patrzyłem z rozpaczą, jak Raven oddala się powoli w głąb korytarza. A więc jednak – to koniec? Obowiązki wzywają i tyle? Potrząsnąłem głową w niemym proteście i ruszyłem w tę samą stronę co demon, starając się po drodze doprowadzić do porządku. Dopiero po kilku krokach dotarło do mnie, że przecież wcale nie muszę iść, mógłbym się spokojnie teleportować. Tylko po co? Dobrze wiesz, że chcesz jeszcze na niego popatrzeć, zaszydził głos sadysty w mojej głowie. Zaraz potem dostrzegłem, jak parę metrów przede mną Adam znika za drzwiami jednej z łazienek. Zaskoczony, zatrzymałem się i zmarszczyłem brwi, aż nagle mnie olśniło – Przecież nie może się pokazać na bankiecie taki rozczochrany i cały we krwi. Już sam fakt, że tak wolno myślałem i reagowałem świadczył o tym, jak bardzo poruszony byłem całym zajściem.
Po chwili podjąłem dalszą wędrówkę. Kiedy przechodziłem obok pomieszczenia, w którym zniknął Kruk, czułem się, jakby przyciągała mnie tam jakaś siła; jakbym był spętany jakimś niewidzialnym łańcuchem, który napinał się w miarę mojego oddalania się stamtąd. Wróciłem więc pod drzwi. Moja ręka zawisła nad klamką, a po krótkim wahaniu w końcu opadła na dół i wszedłem do jasno oświetlonej łazienki. Przez moment stałem tylko w przejściu, mrugając oczami i próbując przyzwyczaić wzrok do tej drastycznej zmiany oświetlenia. Niemal na oślep zamknąłem za sobą drzwi, po czym oparłem się o nie plecami.
Co ty tu robisz? – zapytał Raven. A ton jego głosu był tak ostrożny, że nie dało się z niego kompletnie nic wyczytać. Spojrzałem przed siebie, wreszcie coś widząc.
Sam chciałbym to wiedzieć – powiedziałem ochryple, obserwując taflę lustra, w której odbijała się twarz zdumionego demona.

Raven
Powoli zakręciłem wodę i oparłem się o krawędź umywalki, zaciskając dłonie tak mocno, że aż mi zbielały opuszki palców. Kilka minut. Potrzebowałbym zaledwie kilku minut, żeby się uspokoić i przyoblec twarz w zimną, obojętną maskę; codzienną iluzję normalności, która zawsze tak doskonale się sprawdzała. Do cholery, jeśli w Piekle zostałby zorganizowany konkurs na najmniej fortunne wejście roku, Belial niewątpliwie zgarnąłby główną nagrodę.
Wyjdź – warknąłem gniewnie. Demon nie zareagował; mało tego, wciąż wpatrywał się uważnie w moje odbicie w lustrze. Widok jego przenikliwych, niepokornych oczu – dlaczego wciąż nie wiem, co się w nich kryje? – podziałał na mnie jak czerwona płachta na byka. – Wynoś się stąd! – wrzasnąłem, czując, jak niebezpiecznie szybko tracę nad sobą kontrolę. – Jak śmiesz zbliżać się do mnie po tym, co mi zrobiłeś? I po tych wszystkich groźbach? Jakim prawem mieszasz się w relacje między mną a moim panem?! – Nie panując nad sobą, odwróciłem się i jednym skokiem znalazłem się przy Belialu. Zanim zdążył zareagować, zacisnąłem dłonie na jego szyi, rozdarty między dwoma pragnieniami: zabiciem go w wyjątkowo bolesny sposób, a ponownym zatopieniem się w rozkoszy jego cudownych, rozchylonych w zdziwieniu ust. Ta ambiwalencja uczuć doprowadzała mnie do szału; wściekłość wybuchała we mnie coraz gorętszym płomieniem. – Spójrz na siebie! Mówisz, żebym od ciebie uciekał, a sam za mną łazisz! Co jest z tobą nie tak, do kurwy nędzy?! Bawią cię takie pojebane paradoksy?!
Przestań. – Belial wyglądał na ciężko zszokowanego tym wybuchem. Nie bez pewnego wysiłku oderwał moje dłonie od swojej szyi, więżąc je jednocześnie w silnym uścisku. – Raven, słyszysz mnie? Przestań!
Nie, to ty przestań! Przestań mnie tak traktować! Czy ja ci wyglądam na jakąś pieprzoną zabawkę, którą ot tak możesz zabrać Lucyferowi?! Tylko dlatego, że taką masz zachciankę? Pierdolony egotyk! Nie jestem i nigdy nie będę twój, dlaczego nie potrafisz tego pojąć, idioto?! – zamilkłem na chwilę, bo zabrakło mi tchu. Belial westchnął i niespodziewanie puścił moje nadgarstki.
Uspokoiłeś się już? – spytał cicho, odwracając wzrok od mojej rozzłoszczonej twarzy. Czyżbym zobaczył w jego oczach smutek? Nieważne, i tak mnie to teraz nie obchodziło. Słowa, raz wypuszczone na wolność, wylewały się ze mnie wzburzonym potokiem, zrywając po drodze wszelkie tamy; te wszystkie ograniczenia, jakie na siebie nakładałem i które trzymały moje życie we względnej normalności. Już dawno nie byłem równie rozwścieczony, a spokojne zachowanie Beliala jeszcze bardziej wzmagało we mnie tę nieokiełznaną furię. Wolałbym już, żeby także zaczął na mnie krzyczeć; żeby mnie spoliczkował, zranił, cokolwiek! Wszystko byłoby lepsze od tej nieruchomej sylwetki, nieprzeniknionej miny i oczu, które tak uparcie omijały moją twarz!
Jeszcze nie skończyłem! – wrzasnąłem, popychając go na ścianę. To w końcu wywołało jakąś żywszą reakcję; Belial podniósł głowę i wpatrywał się teraz uparcie w moją twarz, jednocześnie łapiąc mnie za ramiona i przytrzymując tak mocno, że prawie nie mogłem się ruszyć. – To wszystko przez ciebie, słyszysz? – krzyczałem, szarpiąc się. – Wariuję za każdym razem, kiedy cię zobaczę! Tak, jest mi z tobą cudownie, jak z nikim innym! Nawet teraz, nawet po tym wszystkim, jedyne czego pragnę to to, żebyś... żebyś... – Nie dokończyłem; mój głos załamał się. – Zobacz, do czego mnie doprowadziłeś! – krzyknąłem, niemal bezwiednie odnotowując, że twarz mam całą mokrą od łez. Demon zaczął coś mówić, ale nawet nie zamierzałem go słuchać. – Zamknij się, idioto! To i tak nie ma żadnego znaczenia! Właśnie dlatego nigdy się temu nie poddam, bo w zupełności wystarczy mi bycie zależnym od innego demona! – Dalej już nie mogłem mówić; moim ciałem wstrząsnął głośny szloch. Oparłem głowę na piersi Beliala i wtuliłem się w niego, łkając rozpaczliwie. Nie wiedziałem już sam, co jest prawdą, a co kłamstwem w tym, co właśnie wykrzyczałem.

Belial
Trzymałem Ravena w swoich ramionach, tuląc go mocno i kołysząc delikatnie, by się uspokoił. Nigdy bym nawet nie przypuszczał, że może kłębić się w nim tyle emocji. Zawsze taki opanowany, taki chłodny. Nawet nasze dotychczasowe utarczki ograniczały się raczej do bycia przezeń ledwie poirytowanym, byłem więc niewiarygodnie zaskoczony tym wybuchem.
Ćśśś... – mruczałem w zamierzeniu uspokajająco, ale to nie działało. Nie wiedziałem, jak się zachować. Nie, żebym nigdy nie był w sytuacji, gdy kochanek czy kochanka rzucają mi w twarz oskarżeniami lub wyznaniami ze łzami w oczach. Tyle, że do tej pory miałem takie histerie w dupie; zostawiałem delikwenta samemu sobie i usilnie starałem się unikać ponownego spotkania. Teraz jednak nie nie czułem potrzeby ucieczki, lecz... zaopiekowania się.
Czyżbym stracił cały instynkt samozachowawczy? – wypowiedziałem swoją myśl na głos. I dopiero nagły ruch tuż przy mojej twarzy uświadomił mnie, że nie zatrzymałem tej myśli w swojej głowie. Raven obserwował mnie (a przynajmniej mógłbym tak powiedzieć, gdybym miał pewność, że widzi coś zza kurtyny łez). – Już? – zapytałem, tym razem celowo. I zaraz się zdenerwowałem, bo on – oczywiście! – zrozumiał to opacznie i natychmiast szarpnął się do tyłu z bardzo bolesnym wyrazem twarzy, który zdawał się mówić: boże-jak-mogłem-być-tak-głupi.
Uspokój się, nie o to mi chodziło! – zawołałem i przyciągnąłem go do siebie. – Cokolwiek zrozumiałeś, to nie o to chodziło – wymamrotałem. Demon szamotał się jeszcze przez chwilę, ale nie miał szans się wyrwać, więc w końcu zastygł bez ruchu, jak zwierzę uwięzione przez światła samochodu. Wzmocniłem jeszcze uścisk (ale nie tak, by zadawał ból).
Westchnąłem cicho.
Dlaczego ty nigdy nie dasz mi dojść do słowa, zawsze musisz wszystko zrozumieć po swojemu – mruknąłem z wyrzutem. Przez dłuższą chwilę stałem cicho, zastanawiając się, jak ubrać myśli w słowa. Dlaczego mówienie prawdy jest takie...? Nie zdawałem sobie sprawy, że usilne pragnienie, by ci uwierzono, może być tak trudne do zaspokojenia. Z kłamstwem jakoś nie ma tego problemu. Po prostu nawijasz i już, najwyżej ktoś uwierzy (lub nie) i do widzenia.
Jednak zanim zdążyłem przeanalizować swoją kwestię, Raven zatrząsł się. Spojrzałem na niego z niepokojem. I oto stał w uścisku moich ramion, próbując powstrzymać płacz: głowa zwieszona w dół, twarz zasłonięta włosami. Delikatnie odgarnąłem tę cudowną miękkość za jego ucho.
Nie chcę, żebyś był moją zabawką – powiedziałem łagodnie.
Cudownie, więc teraz nie jestem nawet...
Cicho. Nie przerywaj. – Zaczerpnąłem głęboko powietrza, a potem nieznacznie odsunąłem demona od siebie. Tylko na tyle, by móc swobodnie na niego patrzeć; w tej chwili nie byłbym w stanie zmusić się do rozłąki na odległość większą niż zasięg moich ramion.
Ostrożnie ująłem twarz niższego mężczyzny w dłonie.
Jesteś dla mnie kimś znacznie ważniejszym, nie widzisz tego? Tego, jak jestem zazdrosny? O każdą pieprzoną osobę na tym bankiecie. Bo patrzą na ciebie i cię pożądają. A ja nie wiem nawet, co ci siedzi w tej dumnej głowie, ponieważ ciągle się przede mną ukrywasz... Nie, wróć, to nie tak. To nawet nie jest ukrywanie się. Zresztą to nie o tym miałem... Ach, na Belzebuba! – zawołałem i zacisnąłem powieki, bo słowa znów mi uciekły. To było jak próba pochwycenia kształtu wody. No nie da się, coś ciągle się wymyka z rąk. – Ja też wariuję. Przez ciebie. Znamy się tak krótko, tak słabo, a ja mimo to czuję, jakbym cię znał od wieków. Proszę, spróbuj zrozumieć... – wyszeptałem na koniec. Chciałem mu przekazać spojrzeniem to wszystko, czego nie umiałem powiedzieć, ale moją mocą nigdy nie było ukazywanie prawdy oczami, więc tylko pochyliłem się nieznacznie, by pocałować Ravena; powoli, by – tym razem – mógł zaprotestować, gdyby tego zechciał.

Raven
Przez dłuższą chwilę stałem nieruchomo – nie oddając pocałunku, ale też nie próbując się wyrwać czy uciec. Jeśli miałbym być szczery, to było szalenie przyjemne – te miękkie, lekko wilgotne wargi biorące mnie całego w posiadanie, tak zupełnie naturalnie przejmujące kontrolę nad całą sytuacją. Chyba powinienem coś powiedzieć, prawda? Zabawne, wcześniej nie dawałem mu dojść do słowa, a teraz nawet nie potrafiłem zmusić się do skomentowania tych wszystkich wyznań. Może po prostu wyczerpałem już swój dzienny limit nieprzemyślanych słów. Ach, że niby moje usta są zajęte czymś przyjemniejszym niż mówienie? To swoją drogą.
Słowa, słowa. Cóż za pustka. One tylko wszystko psują.
Zapominając na chwilę o wszystkich wątpliwościach i kłębiących się w mojej głowie pytaniach, gwałtownie przyciągnąłem Beliala do siebie i zacząłem oddawać pocałunek, z początku trochę niepewnie, ale już po chwili rozchyliłem usta, pozwalając, by nasze języki splotły się ze sobą w rozkosznym tańcu. Jęknąłem cicho, bo dłonie demona niemal natychmiast zsunęły się na moje pośladki, a nasze ciała otarły się o siebie w pewnym bardzo wrażliwym miejscu. Wtedy też zdałem sobie sprawę, jak bardzo obaj jesteśmy podnieceni. Ach, pragnę cię! Ciebie całego, dokładnie tak!
Nagle zaczęły mi przeszkadzać nasze ubrania, stanowiące tak przykrą barierę dla naszych rozpalonych ciał; dlatego też przerwałem pocałunek, sięgnąłem do szyi Beliala i zacząłem rozwiązywać jego krawat. Zachęcony moimi poczynaniami, mój kochanek także zaczął mnie rozbierać. Marynarka, kamizelka, krawat – wszystko to po chwili zostało odrzucone na bok, a demon ponownie przywarł do moich ust, jednocześnie rozpinając mi koszulę, robiąc to tak szybko i niecierpliwie, jakby każda chwila dzieląca go od dotknięcia mojego nagiego ciała była dla niego niewysłowioną męką. Cóż, ja jednak pomimo całego wzbierającego we mnie pożądania wolałem robić wszystko nieco wolniej; ostatecznie, nie zależało mi tylko na prostym i szybkim zaspokojeniu żądzy. Dlatego też zdjąłem mu z ramion marynarkę dopiero wtedy, kiedy sam byłem półnagi. Bez zbytniego pośpiechu rozpiąłem kilka górnych guzików u jego koszuli i wtuliłem twarz w odsłoniętą szyję, zaraz przy obojczyku, rozkoszując się jej cudownym zapachem i jednocześnie skubiąc ją lekko kłami. Miałem ogromną ochotę wgryźć się w to miękkie, pulsujące zagłębienie, ale aż nazbyt dobrze pamiętałem, jak ostatnio skończyło się picie książęcej krwi, więc z cichym westchnieniem zjechałem ustami nieco niżej. Rozpiąłem resztę guzików i delikatnie musnąłem językiem sutki Beliala. Bawiłem się tak przez chwilę, z zadowoleniem zauważając, jak bardzo na mojego kochanka działa ta subtelna pieszczota, po czym uniosłem głowę i ponownie złączyłem nasze usta w głębokim pocałunku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz