One-shot
ze specjalną, urodzinową dedykacją dla mojej bratniej duszy, mojej
duchowej bliźniaczki.
Sto
lat, szczęścia, seksu i w ogóle samych zajebistości, najdroższa!
:* Mam nadzieję, że to krótkie opowiadanie da Ci choć odrobinę
radości. :)
*
* *
– Nie,
nie, nie! Kurwa, ile razy mam powtarzać?! Zawiąż mi tę muszkę
porządnie, a nie jak jakiś paralityk! – wydarłem się na
służącego, do granic możliwości zirytowany jego ślamazarnością
i niekompetencją. Co chwila zerkałem nerwowo na srebrny zegarek
zawieszony na misternym łańcuszku. Jak ten przeklęty demon się
nie pospieszy, Raven obudzi się, zanim wszystko będzie gotowe!
– J-j-już,
wasza piekielna wysokość – wyjąkał sługa.
– No
nareszcie – mruknąłem cicho z aprobatą i przyjrzałem się sobie
w ogromnym zwierciadle. Czarny surdut był idealnie skrojony i nawet
Pedantyczny Paniczyk nie uświadczyłby na nim ani jednego paproszka.
Do tego nieskazitelnie biała koszula i takież rękawiczki,
elegancka czarna muszka (w końcu zawiązana jak należy!),
wypastowane na wysoki połysk buty. Włosy, wyjątkowo, miałem
porządnie uczesane, a na moim nosie znajdowały się okulary w
delikatnych oprawkach. Po prostu piekielnie idealny kamerdyner.
Na wszelki wypadek strzepnąłem jednak z ramienia jakiś
niewidzialny (i pewnie nawet nieistniejący) pyłek, następnie zaś
poczyniłem ostatnie przygotowania i teleportowałem się do
rezydencji Adama Veneux de Bris.
– Pora
wstawać, paniczu – zawołałem radośnie i rozsunąłem zasłony.
Czy tam kotary. Mniejsza z tym.
– Co
ty kurwa wyprawiasz? – po chwili z góry pościeli dobiegł mnie
niezadowolony syk Ravena.
– Czas
już wstać, paniczu. Zaraz podam śniadanie – wyjaśniłem
cierpliwie z olśniewającym uśmiechem na ustach. Kruczek spojrzał
na mnie mrużąc oczy, a po chwili na jego twarzy zagościł wyraz
niedowierzania. Wykorzystałem tę chwilę i postawiłem tacę z
posiłkiem. Ha, nikt mi nie powie, że śniadanie do łóżka nie
jest sprawdzonym chwytem!
– Na
śniadanie przygotowałem paniczowi francuskie croissanty z
czekoladą, szklankę świeżo wyciśniętego soku z pomarańczy oraz
dużą filiżankę pańskiej ulubionej czekolady do picia –
poinformowałem zdębiałego Ravena. – Proszę się pospieszyć, bo
croissanty i czekolada wystygną – zganiłem go lekko. A potem się
zaczęło.
– Ty
jesteś jakiś nienormalny! – wydzierał się na mnie Raven. –
Wszystko, czego dotkniesz, to musisz popsuć! Wynoś się z mojej
rezydencji, mam cię dość jak na jeden dzień – warknął na
zakończenie swojej trwającej już dobre pół godziny tyrady.
Westchnąłem nieznacznie. Coś czułem, że tym razem nie uda mi się
obrócić demona ogonem, bo żeby móc skłamać, musiałbym najpierw
dojść do głosu.
Skłoniłem
głowę, udając skruchę.
– I
nie udawaj, że jest ci przykro – dodał lodowatym tonem.
Kurwa,
no. Przecież nie zrobiłem nic złego! Że parę rzeczy mi nie
wyszło? Zdarza się, po co od razu się tak awanturować...
– Przecież
chciałem dobrze – mruknąłem cicho i przestąpiłem nerwowo z
nogi na nogę.
– A
wyszło jak zwykle.
– Ale
to przecież nie moja wina, że czekolada była za gorąca! Skąd
miałem wiedzieć, że inne demony nie piją cieczy o takiej
temperaturze?!
– Jak
nie wiedziałeś, to trzeba się było dowiedzieć, kretynie!
– Ale
sok sam wylałeś!
– Bo
postawiłeś go ze złej strony!
– Ale
okruszki z croissantów to już nie moja wina. Po prostu nie umiesz
jeść – oznajmiłem nagle.
Ups.
Chyba przegiąłem.
Raven
zaczerpnął głęboko powietrza.
–
TY JESTEŚ CHYBA JAKIŚ
UPOŚLEDZONY!!! – wydarł się. Aż się skrzywiłem od tej dawki
decybeli. – Nie mogłeś kupić ich w piekarni? Naprawdę musiałeś
sam je robić, idioto?! NIE NADAJESZ SIĘ NA KUCHARZA, TEMAT
ZAMKNIĘTY! Te... terrible wypieki były wysuszone na wiór!
–
Oj, no bo sam je podgrzewałem, a
wiesz, jaki gorący jest ogień piekielny – błąknąłem w
momencie, gdy demon zrobił sobie przerwę na oddech.
–
Tak? A jak wyjaśnisz to, że
wyjebałeś się na moim unikatowym dywanie i zniszczyłeś go
doszczętnie tym niedorzecznym tortem? – powiedział zimno Raven.
Oj, niedobrze. Zaraz znowu będzie o tym gadał. – I w ogóle
co ci strzeliło do tej tępej głowy, żeby wbijać w niego tyle
świeczek? – zapytał na pozór spokojnie.
–
No, bo...
–
MILCZ, KIEDY JA MÓWIĘ! Jeszcze nie
skończyłem! Jakim idiotą trzeba być, żeby władać płomieniami
i nie wpaść na myśl, że kiedy stół i fotele zajmują się
ogniem, to można po prostu skorzystać ze swojej mocy, by wszystko
ugasić? Ale nieeee, musiałeś mi najpierw spalić pół jadalni! –
wrzasnął na koniec, a jego oczy przez ułamek sekundy zasnute były
czerwienią.
Zacząłem
wpatrywać się w swoje buty i nie odzywałem się. Hej, przecież
nie powiem mu, że wypierdoliłem się tylko dlatego, że był tak
słodko zarumieniony po zrobieniu mi awantury o śniadanie. Ani że
na chwilę zapomniałem o swojej mocy, bo się zawstydziłem tego
upadku. Przecież to kompletnie pozbawione klasy.
–
Przecież już ci mówiłem, że
zapłacę za wszystkie szkody – mruknąłem przygnębiony. A
miało być dzisiaj tak idealnie.
– O
tak, żebyś wiedział, że mi zapłacisz – odparł mściwie. Aż
się wzdrygnąłem po tych słowach i spojrzałem na Ravena
nierozumiejącym wzrokiem. Wkróce jednak zrozumiałem.
–
Nnngh... – jęknąłem ochryple
przez knebel i zawisłem na rękach, skutych jakimiś kurewsko
grubymi i ciężkimi kajdanami przyczepionymi do ściany. Gdyby nie
to, że Raven właśnie mnie biczował, pewnie bym się nimi
zachwycił i zapragnąłbym sprawić sobie takie do własnego lochu.
–
Co, już nie możesz krzyczeć? –
usłyszałem tuż przy uchu. – Jeszcze tylko kilka batów i
spłacisz część swojego długu. Ten dywan naprawdę był bezcenny
– powiedział demon ze słyszalnym w głosie lekkim rozbawieniem. A
zaraz potem usłyszałem świst i moje plecy przecięła kolejna fala
bólu. Zacisnąłem zęby na kneblu. Normalnie nie mam nic przeciwko
odrobinie bólu, ale hej – tylko, gdy dzieje się to podczas seksu!
Tymczasem na seks się z całą pewnością nie zanosiło, a
„odrobina”
powoli zaczynała zbliżać się do tej cienkiej granicy
oddzielającej przyjemność od czystej tortury. Po kręgosłupie
spłynęła mi strużka gęstej, ciepłej cieczy.
Jęknąłem
przeciągle, gdy poczułem na wrażliwej po batożeniu skórze pleców
delikatny dotyk języka zlizującego krew. Miękki język Ravena
sunął powolnymi, zmysłowymi ruchami w dół, a po chwili do tego
oszałamiającego subtelnością odczucia dołączyły jeszcze
wrażenia związane z dotykiem chłodnych palców demona. Syknąłem,
gdy w pewnym momencie mężczyzna przyssał się mocniej do
rozcięcia, powiększając je jeszcze bardziej swoimi ostrymi kłami.
Na dłuższą chwilę pomieszczenie wypełniło się odgłosami
przełykania i moich cichych pojękiwań. Potem usłyszałem lekkie
westchnienie, a język i palce Adama wznowiły swoją podróż.
Oparłem czoło o ścianę i z niecierpliwością czekałem, kiedy w
końcu dotrą do tego miejsca, w którym plecy tracą swą szlachetną
nazwę. Nie chciałem dać po sobie poznać, jak bardzo tych kilka
minut pieszczot mnie podjarało (jeszcze by się Raven rozmyślił i
z premedytacją zostawił mnie w potrzebie!), więc jedynie stałem,
zaciskając dłonie w pięści. Kiedy już zacząłem sądzić, że
demon się tylko ze mną drażni, poczułem w sobie jego palec i
krzyknąłem cicho. Bardzo szybko do jednego dołączyły kolejne,
stymulując mnie jeszcze bardziej, aż w końcu zacząłem poruszać
biodrami, by zasygnalizować, że chcę więcej, że już nie mogę
czekać. Gdy do tego ponaglenia dołączyły jeszcze błagalne jęki
pozbawione słów, Raven wreszcie jednym płynnym ruchem znalazł się
w moim wnętrzu, tym samym wydobywając ze mnie zduszony krzyk.
Przez
chwilę żadne z nas się nie ruszało. Jedna z dłoni Adama znalazła
się na moim biodrze, a potem przesunęła na brzuch, by spocząć na
klatce piersiowej. Druga natomiast zatrzymała się tuż nad moim
członkiem. Parę sekund później Raven zaczął robić jednocześnie
trzy rzeczy: bawić się moim sutkiem, pieścić mój penis i
intensywnie poruszać się we mnie. Wiłem się i krzyczałem, a gdy
już nie mogłem więcej krzyczeć – jęczałem, próbując dać
upust swojej przyjemności, która ciągle narastała we mnie przy
wtórze plaśnięć ciała uderzającego o ciało i jak zawsze
słodkich dźwięków z ust mojego kochanka. Nagle na karku poczułem
ostre ukłucie, które jednak zaraz przerodziło się w kolejne
źródło rozkoszy, gdy demon znów zaczął pić moją krew. Fala
przyjemności, jaka mnie potem zalała, niemal zbiła mnie z nóg, a
moje ochrypłe od wcześniejszych krzyków gardło nagle wypełnił
jeszcze jeden krzyk: głośniejszy, dłuższy. Chwilę później
Raven również osiągnął orgazm, a pomieszczenie ponownie
rozbrzmiało dźwiękami pięknej agonii.
Staliśmy
tak przy ścianie przez bardzo długi czas, nie mogąc złapać
oddechu ani uspokoić bicia serc, aż wreszcie Adam oderwał się od
moich pleców i rozwiązał mi knebel.
–
Zostało ci jeszcze kilka rat do
spłacenia – wymruczał uwalniając mnie z okowów. Moje ręce
opadły bezsilnie wzdłuż ciała, a ja oparłem się bokiem o
ścianę, przymykając oczy. Raven przytulił się do mnie lekko.
–
Wszystkiego najlepszego z okazji
urodzin – mruknąłem.
Któż by się spodziewał, że Kruczka stać na tak bestialskie czyny! Zastanawiam się czasami, czy wolę go w roli strony dominującej, czy uległej, ale jakoś nie mogę się zdecydować. W każdym razie uwielbiam jak się wydziera. To takie urocze i przerażające jednocześnie!
OdpowiedzUsuńJeśli zaś o Księcia chodzi, cóż, nie każdy ma zadatki na bycie idealnym kamerdynerem, lecz za to trzeba przyznać, że demon z niego obłędny. Osobiście baaardzo doceniam jego starania, nawet jeśli czekolada była za gorąca, a sok po złej stronie. Szkoda, że "wyszło jak zawsze". ^^
One-shocik oczywiście przyjemny i milutki. Ba, nawet seks z torturami był, mrah. Tak trzymać! I niech Belial szybciej spłaca te raty, bo ja chętnie poczytam! :D
Myślę, że Kruczek jeszcze niejeden raz nas zaskoczy. ^^ Ja również mam problem z określeniem, które jego wcielenie mi bardziej odpowiada, dlatego sądzę, że taka mieszanka to najlepsze co może być.
OdpowiedzUsuńHa, jak się przez całe długie życie tylko opier... znaczy, leniuchowało, to ciężko jest się nadawać do jakiejkolwiek pożytecznej pracy. :D
Dziękuję za miłe słowo, to zawsze bardzo motywuje do dalszego pisania. :)