Witajcie na blogu poświęconym relacji dwóch demonów: Beliala Arymana oraz Adama "Ravena" Veneux de Bris. Genezę tego opowiadania znajdziecie w linkach na dole, a tymczasem – zapraszamy na yaoi!

czwartek, 29 listopada 2012

In the morning: ten demon ma kłopoty!

One-shot ze specjalną, urodzinową dedykacją dla mojej bratniej duszy, mojej duchowej bliźniaczki.
Sto lat, szczęścia, seksu i w ogóle samych zajebistości, najdroższa! :* Mam nadzieję, że to krótkie opowiadanie da Ci choć odrobinę radości. :)

* * *

Nie, nie, nie! Kurwa, ile razy mam powtarzać?! Zawiąż mi tę muszkę porządnie, a nie jak jakiś paralityk! – wydarłem się na służącego, do granic możliwości zirytowany jego ślamazarnością i niekompetencją. Co chwila zerkałem nerwowo na srebrny zegarek zawieszony na misternym łańcuszku. Jak ten przeklęty demon się nie pospieszy, Raven obudzi się, zanim wszystko będzie gotowe!
J-j-już, wasza piekielna wysokość – wyjąkał sługa.
No nareszcie – mruknąłem cicho z aprobatą i przyjrzałem się sobie w ogromnym zwierciadle. Czarny surdut był idealnie skrojony i nawet Pedantyczny Paniczyk nie uświadczyłby na nim ani jednego paproszka. Do tego nieskazitelnie biała koszula i takież rękawiczki, elegancka czarna muszka (w końcu zawiązana jak należy!), wypastowane na wysoki połysk buty. Włosy, wyjątkowo, miałem porządnie uczesane, a na moim nosie znajdowały się okulary w delikatnych oprawkach. Po prostu piekielnie idealny kamerdyner. Na wszelki wypadek strzepnąłem jednak z ramienia jakiś niewidzialny (i pewnie nawet nieistniejący) pyłek, następnie zaś poczyniłem ostatnie przygotowania i teleportowałem się do rezydencji Adama Veneux de Bris.

Pora wstawać, paniczu – zawołałem radośnie i rozsunąłem zasłony. Czy tam kotary. Mniejsza z tym.
Co ty kurwa wyprawiasz? – po chwili z góry pościeli dobiegł mnie niezadowolony syk Ravena.
Czas już wstać, paniczu. Zaraz podam śniadanie – wyjaśniłem cierpliwie z olśniewającym uśmiechem na ustach. Kruczek spojrzał na mnie mrużąc oczy, a po chwili na jego twarzy zagościł wyraz niedowierzania. Wykorzystałem tę chwilę i postawiłem tacę z posiłkiem. Ha, nikt mi nie powie, że śniadanie do łóżka nie jest sprawdzonym chwytem!
Na śniadanie przygotowałem paniczowi francuskie croissanty z czekoladą, szklankę świeżo wyciśniętego soku z pomarańczy oraz dużą filiżankę pańskiej ulubionej czekolady do picia – poinformowałem zdębiałego Ravena. – Proszę się pospieszyć, bo croissanty i czekolada wystygną – zganiłem go lekko. A potem się zaczęło.

Ty jesteś jakiś nienormalny! – wydzierał się na mnie Raven. – Wszystko, czego dotkniesz, to musisz popsuć! Wynoś się z mojej rezydencji, mam cię dość jak na jeden dzień – warknął na zakończenie swojej trwającej już dobre pół godziny tyrady. Westchnąłem nieznacznie. Coś czułem, że tym razem nie uda mi się obrócić demona ogonem, bo żeby móc skłamać, musiałbym najpierw dojść do głosu.
Skłoniłem głowę, udając skruchę.
I nie udawaj, że jest ci przykro – dodał lodowatym tonem.
Kurwa, no. Przecież nie zrobiłem nic złego! Że parę rzeczy mi nie wyszło? Zdarza się, po co od razu się tak awanturować...
Przecież chciałem dobrze – mruknąłem cicho i przestąpiłem nerwowo z nogi na nogę.
A wyszło jak zwykle.
Ale to przecież nie moja wina, że czekolada była za gorąca! Skąd miałem wiedzieć, że inne demony nie piją cieczy o takiej temperaturze?!
Jak nie wiedziałeś, to trzeba się było dowiedzieć, kretynie!
Ale sok sam wylałeś!
Bo postawiłeś go ze złej strony!
Ale okruszki z croissantów to już nie moja wina. Po prostu nie umiesz jeść – oznajmiłem nagle.
Ups. Chyba przegiąłem.
Raven zaczerpnął głęboko powietrza.
TY JESTEŚ CHYBA JAKIŚ UPOŚLEDZONY!!! – wydarł się. Aż się skrzywiłem od tej dawki decybeli. – Nie mogłeś kupić ich w piekarni? Naprawdę musiałeś sam je robić, idioto?! NIE NADAJESZ SIĘ NA KUCHARZA, TEMAT ZAMKNIĘTY! Te... terrible wypieki były wysuszone na wiór!
Oj, no bo sam je podgrzewałem, a wiesz, jaki gorący jest ogień piekielny – błąknąłem w momencie, gdy demon zrobił sobie przerwę na oddech.
Tak? A jak wyjaśnisz to, że wyjebałeś się na moim unikatowym dywanie i zniszczyłeś go doszczętnie tym niedorzecznym tortem? – powiedział zimno Raven. Oj, niedobrze. Zaraz znowu będzie o tym gadał. – I w ogóle co ci strzeliło do tej tępej głowy, żeby wbijać w niego tyle świeczek? – zapytał na pozór spokojnie.
No, bo...
MILCZ, KIEDY JA MÓWIĘ! Jeszcze nie skończyłem! Jakim idiotą trzeba być, żeby władać płomieniami i nie wpaść na myśl, że kiedy stół i fotele zajmują się ogniem, to można po prostu skorzystać ze swojej mocy, by wszystko ugasić? Ale nieeee, musiałeś mi najpierw spalić pół jadalni! – wrzasnął na koniec, a jego oczy przez ułamek sekundy zasnute były czerwienią.
Zacząłem wpatrywać się w swoje buty i nie odzywałem się. Hej, przecież nie powiem mu, że wypierdoliłem się tylko dlatego, że był tak słodko zarumieniony po zrobieniu mi awantury o śniadanie. Ani że na chwilę zapomniałem o swojej mocy, bo się zawstydziłem tego upadku. Przecież to kompletnie pozbawione klasy.
Przecież już ci mówiłem, że zapłacę za wszystkie szkody – mruknąłem przygnębiony. A miało być dzisiaj tak idealnie.
O tak, żebyś wiedział, że mi zapłacisz – odparł mściwie. Aż się wzdrygnąłem po tych słowach i spojrzałem na Ravena nierozumiejącym wzrokiem. Wkróce jednak zrozumiałem.

Nnngh... – jęknąłem ochryple przez knebel i zawisłem na rękach, skutych jakimiś kurewsko grubymi i ciężkimi kajdanami przyczepionymi do ściany. Gdyby nie to, że Raven właśnie mnie biczował, pewnie bym się nimi zachwycił i zapragnąłbym sprawić sobie takie do własnego lochu.
Co, już nie możesz krzyczeć? – usłyszałem tuż przy uchu. – Jeszcze tylko kilka batów i spłacisz część swojego długu. Ten dywan naprawdę był bezcenny – powiedział demon ze słyszalnym w głosie lekkim rozbawieniem. A zaraz potem usłyszałem świst i moje plecy przecięła kolejna fala bólu. Zacisnąłem zęby na kneblu. Normalnie nie mam nic przeciwko odrobinie bólu, ale hej – tylko, gdy dzieje się to podczas seksu! Tymczasem na seks się z całą pewnością nie zanosiło, a odrobina powoli zaczynała zbliżać się do tej cienkiej granicy oddzielającej przyjemność od czystej tortury. Po kręgosłupie spłynęła mi strużka gęstej, ciepłej cieczy.

Jęknąłem przeciągle, gdy poczułem na wrażliwej po batożeniu skórze pleców delikatny dotyk języka zlizującego krew. Miękki język Ravena sunął powolnymi, zmysłowymi ruchami w dół, a po chwili do tego oszałamiającego subtelnością odczucia dołączyły jeszcze wrażenia związane z dotykiem chłodnych palców demona. Syknąłem, gdy w pewnym momencie mężczyzna przyssał się mocniej do rozcięcia, powiększając je jeszcze bardziej swoimi ostrymi kłami. Na dłuższą chwilę pomieszczenie wypełniło się odgłosami przełykania i moich cichych pojękiwań. Potem usłyszałem lekkie westchnienie, a język i palce Adama wznowiły swoją podróż. Oparłem czoło o ścianę i z niecierpliwością czekałem, kiedy w końcu dotrą do tego miejsca, w którym plecy tracą swą szlachetną nazwę. Nie chciałem dać po sobie poznać, jak bardzo tych kilka minut pieszczot mnie podjarało (jeszcze by się Raven rozmyślił i z premedytacją zostawił mnie w potrzebie!), więc jedynie stałem, zaciskając dłonie w pięści. Kiedy już zacząłem sądzić, że demon się tylko ze mną drażni, poczułem w sobie jego palec i krzyknąłem cicho. Bardzo szybko do jednego dołączyły kolejne, stymulując mnie jeszcze bardziej, aż w końcu zacząłem poruszać biodrami, by zasygnalizować, że chcę więcej, że już nie mogę czekać. Gdy do tego ponaglenia dołączyły jeszcze błagalne jęki pozbawione słów, Raven wreszcie jednym płynnym ruchem znalazł się w moim wnętrzu, tym samym wydobywając ze mnie zduszony krzyk.

Przez chwilę żadne z nas się nie ruszało. Jedna z dłoni Adama znalazła się na moim biodrze, a potem przesunęła na brzuch, by spocząć na klatce piersiowej. Druga natomiast zatrzymała się tuż nad moim członkiem. Parę sekund później Raven zaczął robić jednocześnie trzy rzeczy: bawić się moim sutkiem, pieścić mój penis i intensywnie poruszać się we mnie. Wiłem się i krzyczałem, a gdy już nie mogłem więcej krzyczeć – jęczałem, próbując dać upust swojej przyjemności, która ciągle narastała we mnie przy wtórze plaśnięć ciała uderzającego o ciało i jak zawsze słodkich dźwięków z ust mojego kochanka. Nagle na karku poczułem ostre ukłucie, które jednak zaraz przerodziło się w kolejne źródło rozkoszy, gdy demon znów zaczął pić moją krew. Fala przyjemności, jaka mnie potem zalała, niemal zbiła mnie z nóg, a moje ochrypłe od wcześniejszych krzyków gardło nagle wypełnił jeszcze jeden krzyk: głośniejszy, dłuższy. Chwilę później Raven również osiągnął orgazm, a pomieszczenie ponownie rozbrzmiało dźwiękami pięknej agonii.

Staliśmy tak przy ścianie przez bardzo długi czas, nie mogąc złapać oddechu ani uspokoić bicia serc, aż wreszcie Adam oderwał się od moich pleców i rozwiązał mi knebel.
Zostało ci jeszcze kilka rat do spłacenia – wymruczał uwalniając mnie z okowów. Moje ręce opadły bezsilnie wzdłuż ciała, a ja oparłem się bokiem o ścianę, przymykając oczy. Raven przytulił się do mnie lekko.
Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin – mruknąłem.


piątek, 9 listopada 2012

Rozdział XI

Raven

Warknąłem gniewnie w reakcji na śmiałe poczynania Beliala.

Och, wydaje mi się, że wskutek naszego ostatniego spotkania odniosłeś mylne wrażenie, iż jestem bardzo potulny i uległy – syknąłem cicho w jego kierunku. Byłem już cholernie podniecony zarówno naszą wcześniejszą szamotaniną, jak i bliskością demona (dlaczego, no dlaczego on zawsze tak na mnie działa?!), ale nie miałem zamiaru dać tego po sobie poznać. Zacisnąłem zęby z mocnym postanowieniem, by nie wydać z siebie nawet najlżejszego jęku czy westchnięcia. Jeszcze tylko tego by brakowało, bym miał karmić jego wybujałe ego przekonaniem, iż zawsze może robić wszystko, na co tylko przyjdzie mu ochota. – Słyszałeś, idioto? Nie dam się ponownie opętać... nie dam się zniewolić – warknąłem. Język demona zsunął się powoli na moją szyję. Z każdą sekundą coraz bardziej traciłem nad sobą kontrolę, co ani trochę mi się nie podobało. – To ja... to ja decyduję o tym, komu mam ochotę się poddać – wydyszałem słabnącym głosem. Nacisk dłoni Beliala na moich nadgarstkach był bolesny, byłem jednak szalenie wdzięczny, że tak mocno mnie trzyma. Gdyby było inaczej, zapewne osunąłbym się na ziemię; tak bardzo drżały mi kolana. Mój zaślepiony pożądaniem umysł powoli przestawał racjonalnie myśleć.



Belial

Wsunąłem wolną dłoń w jego bokserki i zacząłem gładzić palcami jego podbrzusze, lecz wciąż uparcie omijając to najwrażliwsze miejsce.

Jeśli sugerować się tym, że właśnie ci stoi, to chyba jednak nie za bardzo decydujesz – zaszydziłem. Kontynuując lizanie szyi, zdarłem z niego bieliznę, a potem rozpiąłem swoje spodnie i zacząłem ocierać się penisem o jego pośladki. Byłem odrobinę zaskoczony faktem, że tym razem z ust demona nie dobywają się żadne namiętne dźwięki. Jednak to gniew był emocją, która mną tym razem kierowała, a ten jego głupi upór jeszcze tylko dolewał oliwy do ognia. – Ach, więc dzisiaj z tym walczymy, co? Dla mnie nawet lepiej – zaśmiałem się cicho.

Przesunąłem się nieco w bok, ująłem w dłoń jego podbródek i stanowczym gestem zmusiłem Ravena, by na mnie spojrzał. Gdyby był człowiekiem, coś takiego pewnie skręciłoby mu kark. Na szczęście demony są o wiele wytrzymalsze. Uśmiechnąłem się, obnażając kły. – Nie zamierzam bawić się w opętywanie czy zniewalanie. Przecież ktoś inny już to zrobił – zadrwiłem, nie bez goryczy zresztą. Przez ułamek sekundy obserwowałem zmieniający się wyraz jego twarzy, a następnie liznąłem go po policzku. – Ale wiesz – szepnąłem – dzisiaj zamierzam cię po prostu zerżnąć.

Zaraz po tych słowach wszedłem w niego, brutalnie i tak głęboko, jak tylko się dało to zrobić bez przygotowania.



Raven

Ktoś inny to zrobił? O co ci... – zacząłem, ale już po chwili wrzasnąłem z bólu, gdy wszedł we mnie tak niespodziewanie, mocno i brutalnie, jakby chciał mnie rozerwać, sprawić mi tyle cierpienia, ile to tylko było możliwe. Po chwili poruszył się w moim wnętrzu, wchodząc jeszcze głębiej; moje usta opuścił kolejny krzyk. I jeszcze następny. Po moich policzkach spłynęło kilka nieposłusznych łez, ale niemal natychmiast się opanowałem i skierowałem rozwścieczony wzrok na jaśniejące błękitem tęczówki Beliala.

Pojebało cię?! – wydarłem się na niego, usiłując za wszelką cenę wyzwolić się z jego silnego uścisku. – To boli, popaprańcu! Przestań, słyszysz?! – Szarpnąłem się jeszcze raz, ale demon tylko warknął i nabił mnie na swoją męskość jeszcze mocniej, wyduszając z mojego gardła kolejny ochrypły krzyk. Ból był tak przenikliwy, że pragnąc go jakoś zagłuszyć, przygryzłem sobie wargę aż do krwi. Po mojej brodzie i szyi spłynęła ciepła, czerwona strużka, mieszając się ze łzami, które wciąż nie chciały przestać płynąć z moich oczu. Zacisnąłem powieki, opierając się czołem o zimną ścianę i poddając biernie poczynaniom Beliala. Nie mogłem nic zrobić. Byłem całkowicie bezsilny. 



Belial

Wchodziłem w niego coraz szybciej i z taką siłą, że przez moment krótszy niż ułamek sekundy czułem lekką obawę, czy aby czasem nie uszkodzę go nieodwracalnie. Jednak raz dawszy upust swojej furii i frustracji, w którą wpędzał mnie ten demon, nie umiałem przestać. Nie było już odwrotu. I pewna mroczniejsza część mnie nawet go nie chciała.

Zacisnąłem mocniej palce na biodrze Ravena, wbijając w jego ciało paznokcie i zostawiając mu na skórze małe wgłębienia w kształcie półksiężyców, które wkrótce nabiegły krwią. Wpychałem się w niego, jakbym chciał przewiercić go na wylot, dając tym samym żałośnie czytelny znak: „mój, albo niczyj inny!”, w tej chwili jednak nic mnie to nie obchodziło. Ze świadomości tego, jaki jest bezsilny i zdany na moją łaskę, czerpałem pewną perwersyjną przyjemność, niemal dorównującą tej cielesnej. Hol wypełniały odgłosy mojego ciała uderzającego o jego ciało, mojego ciężkiego oddechu i jego łkań. Już nie krzyczał; i fakt ten tylko podsycał moją złość.

Ostatni raz pchnąłem, używając jeszcze więcej siły i wydobywając w ten sposób jeszcze jeden krzyk z gardła demona, i doszedłem w jego wnętrzu, nie dając się ponieść fali rozkoszy i nie artykułując swojego spełnienia. Odsunąłem się nieznacznie, a Raven dosłownie zawisł na mojej ręce, natychmiast więc przysunąłem się z powrotem, podtrzymując go naciskiem swoich bioder.

Jakiś potulny i uległy się nagle zrobiłeś – syknąłem, nadal wściekły. Nie doczekałem się jednak odpowiedzi, chyba że za takową można uznać cichy jęk. O, nie, tak nie będzie. Jeszcze z tobą nie skończyłem!

Docisnąłem mężczyznę do ściany, przylegając ściśle klatką piersiową do jego pleców; moje usta znajdowały się tuż przy jego lewym uchu. Jedną dłonią przesuwałem po trzonie jego penisa, a po dłuższej chwili moich starań zaczął on w końcu rosnąć. Puściłem jego nadgarstki i objąłem go w pasie, cały czas napierając na górną część jego ciała i dbając o to, by nie mógł się wyrwać. Moja ręka wędrowała po całej długości jego erekcji coraz szybciej, w iście demonicznym tempie, i to w końcu wywołało jakąś żywszą reakcję. Raven pojękiwał, a ja słuchałem tego z wyraźną satysfakcją.

Dlaczego wciąż nazywasz mnie idiotą? – warknąłem niespodziewanie. – Dlaczego mnie zwodzisz? Dlaczego to Lucyfer ma u ciebie szczególne względy, a nie ja?! – to ostatnie niemal wykrzyczałem. I w tej samej chwili poczułem, że członek Ravena sztywnieje jeszcze bardziej i że lada moment będzie po wszystkim. – Nie pozwolę na to! – krzyknąłem rozjuszony i od razu zabrałem dłoń, jakby parzyło mnie to, co w niej trzymałem. – Dochodząc, będziesz na mnie patrzył! – zawołałem.

Odwróciłem go przodem do siebie i dopiero w tej chwili zdałem sobie sprawę z tego, że od zagryzania warg ma całą zakrwawioną twarz. Podłożyłem jedną rękę pod jego plecy, a drugą kontynuowałem to, co przed chwilą przerwałem.

Otwórz oczy – powiedziałem stanowczo tuż przy jego twarzy. O dziwo, posłuchał mnie. Patrząc z tak niewielkiej odległości w jego niesamowite oczy, czując zapach jego krwi zaledwie parę centymetrów od moich ust, słysząc jego ciche jęki – po prostu nie umiałem się powstrzymać, niemal automatycznie złączyłem nasze wargi w pocałunku. Nie trwał on jednak długo, bo natychmiast głód jego ust przerodził się we mnie w głód jego krwi, którą też zacząłem od razu zlizywać. Kiedy dotarłem do niewielkiego, pulsującego zagłębienia u dołu jego szyi i już miałem wbić w to kuszące ciało swoje kły, ciało Ravena napięło się, a na dłoni poczułem ciepło spływającej cieczy.



Raven

Dlaczego Lucyfer ma u mnie szczególne względy? – powtórzyłem z niedowierzaniem, po czym jęknąłem przeciagle, gdy Belial wzmocnił uścisk dłoni na mojej pobudzonej męskości. Zmysłowy dotyk demona doprowadzał mnie do szaleństwa, ale jego natarczywe pytania wciąż nurtowały mój pogrążony w chaosie umysł, nie pozwalając na całkowite zanurzenie się w przyjemności. Dlaczego tak bardzo zależy ci na odpowiedzi? Czyżbyś nie wiedział, że... – Och, naprawdę jesteś aż tak głupi? – wydyszałem cicho, ale Belial chyba nie usłyszał moich słów, a ja także wkrótce o nich zapomniałem, pochłonięty bez reszty odczuwaniem rozkoszy, jaką mi dawał. Kiedy nasze usta złączyły się w głębokim, namiętnym pocałunku, moje ciało przeszył kolejny, jeszcze intensywniejszy dreszcz przyjemności. Jego zwinny język, zlizujący krew z moich rozchylonych warg; to wspaniałe ciało, napierające na moje z siłą i władczością, której nie potrafiłem się przeciwstawić; pragnąłem wręcz stać się jeszcze bardziej uległy, trwać w tych niewzruszonych ramionach do końca świata, dopóki tylko będą chciały mnie trzymać... Tak bardzo chcę być twój! A jednak... pewna część mnie przekornie broniła się przed całkowitym poddaniem... ta drobna, kłująca iskra buntu, która wybuchła we mnie niepohamowanym płomieniem wraz z unicestwiającym moje ciało orgazmem. Dochodząc, spoglądałem w oczy Beliala, ale moje przewrotne myśli uciekały do widoku innych niebieskich tęczówek; tych, w których nigdy nie widziałem najlżejszego nawet cienia pożądania; tych, których mimo wszystko tak bardzo pragnąłem.

Tych, które zawsze jawią się w moich wspomnieniach wypełnione bezbrzeżną pustką i rozpaczą.

Kiedy wydałem z siebie ostatni krzyk rozkoszy, Belial puścił mnie tak szybko i gwałtownie, że osunąłem się bezwładnie na podłogę. Po nieskończenie długiej chwili, kiedy w końcu udało mi się złapać oddech i uspokoić szalone bicie serca, rozchyliłem niepewnie powieki. Po moich policzkach spłynęło kilka zapomnianych łez, ale nie zwróciłem na to najmniejszej uwagi.

I co, jesteś teraz z siebie zadowolony? – spytałem lekko zachrypniętym głosem, wpatrując się uparcie w twarz Beliala, chociaż i tak nie mogłem dostrzec zbyt wiele w otaczającym nas mroku. – Możesz posiąść moje ciało setki razy, ale nigdy nie zdobędziesz niczego więcej – wyszeptałem ze złością, chociaż doskonale zdawałem sobie sprawę, jak bardzo moje słowa mijają się z prawdą. Powoli podniosłem się z podłogi, ubierając jednocześnie bokserki i spodnie, ale wciąż nie miałem w sobie dość siły, by odsunąć się od ściany i odejść w kierunku sali bankietowej; trwałem więc w bezruchu, obserwując uważnie ciemną sylwetkę swojego kochanka.



Belial

Opierałem się o przeciwległą ścianę, wygłodniałym wzrokiem obserwując powolne ruchy demona i słuchając gorzkich słów, któe wydobywały się z jego ust. Kiedy w końcu zamilkł, zacząłem się śmiać, ale po kilku sekundach momentalnie spoważniałem, a mój śmiech ucichł jak ucięty nożem.

Nie, nie jestem z siebie zadowolony – warknąłem. – Nigdy nie jestem z siebie zadowolony, głupcze. A już najmniej w tej chwili! – wykrzyczałem i, sam nie wiedząc kiedy i jak, momentalnie znalazłem się znów tuż przy nim, jakby ten piękny, wiecznie wyniosły mężczyzna wytwarzał jakieś dziwne pole grawitacyjne, które mnie do niego przyciągało.

Położyłem dłonie na ścianie po obu stronach twarzy Ravena.

Nawet... – zacząłem, ale zamiast dokończyć, odwróciłem głowę w prawą stronę, zakląłem soczyście i walnąłem pięścią w gładką taflę, aż posypał się tynk. Powoli odwróciłem się znów i spojrzałem demonowi w oczy, widząc z tej niewielkiej odległości bardzo dokładnie, jak zwężają mu się źrenice. Ze strachu czy w reakcji na światło wydobywające się z moich tęczówek?

Jeśli nie mogę cię mieć, to może on też nie powinien – powiedziałem z pozornym spokojem. – Jak myślisz, może powinienem go zabić? I tak od wieków jest dla mnie tylko jak wrzód na dupie. Albo nie, czekaj – dodałem szybko, gdy mężczyzna zaczął odpowiadać. – Może powinienem go uwieść – powiedziałem z namysłem, przenosząc swój wzrok na sufit. Po krótkiej chwili wróciłem spojrzeniem do twarzy Ravena, próbując odczytać jego minę, ale – jak zawsze w przypadku tego mężczyzny – bez skutku. Przysunąłem się bliżej, tak, że mogłem poczuć na swoich ustach jego nieznacznie przyspieszony oddech. – Jak sądzisz, powinienem to zrobić? – szepnąłem. – Może gdy on zapomni o tobie, ty również o nim zapomnisz? – powiedziałem, kusząc go tonem głosu, jakbym składał obietnicę, po czym musnąłem jego policzek. – To nie powinno być trudne... Lucyfer jest z Lilith, bo trzyma się jakichś niedorzecznych zasad, które sam sobie wymyślił, ale jej nie kocha – wyszeptałem z wargami czule przyciśniętymi do jego ucha. – Co byś mi radził, ptaszyno? – dokończyłem miękko.



Raven

Uwieść, tak? Zapomni o mnie? Rzygać mi się chciało od tych bredni.

Pierdolisz jak potłuczony – warknąłem z wściekłością. Nim Belial zdążył się zdziwić, chwyciłem go mocno za krawat i przyciągnąłem w swoją stronę, jednocześnie obnażając kły w pełnym furii grymasie. – Chcesz rady? Dobrze, dostaniesz ją. – Wzmocniłem uchwyt na śliskim materiale, palce drugiej dłoni zaciskając na gorsie koszuli Beliala. Demon spojrzał na mnie spode łba, ale nie zrobił nic ponadto; nie próbował nawet wyrwać się z mojego uścisku. Ta dziwna, niepasująca do jego charakteru bierność rozjuszyła mnie jeszcze bardziej. Zmrużyłem lekko oczy.
– Słuchaj mnie uważnie, bo nie będę dwa razy powtarzał. – Mój głos z powodu tłumionej wściekłości brzmiał niżej i bardziej gardłowo niż zazwyczaj. – Tylko spróbuj mu coś zrobić. Tylko spróbuj – powtórzyłem dobitnie, przysuwając się jeszcze bliżej do jego twarzy. Nasze wargi niemal się ze sobą stykały. – Zabiję cię, słyszysz? – wysyczałem prosto w jego usta. – Zabiję cię, nawet jeśli miałaby to być ostatnia rzecz, jaką zrobię w życiu! – krzyknąłem. Po tych ostatnich, pełnych złości słowach zapadło między nami nagłe milczenie. Belial obserwował mnie z irytująco nieodgadnionym wyrazem twarzy, ja zaś wpatrywałem się intensywnie w jego rozjarzone błękitem tęczówki. Wściekłość, zazdrość, rozbawienie...? Co się w nich kryje, książę? Ach, mam dosyć tej cholernej niepewności! Jeśli nic mi nie powiesz, wezmę to co zechcę wprost twojego umysłu! Już miałem ponownie otworzyć usta, by rzucić jakimś pogardliwym komentarzem, gdy nagle ten obłędny, hipnotyzujący błękit przysłonił całe moje pole widzenia. Jednocześnie poczułem, jak demon rozpaczliwie wpija się swoimi wargami w moje, obdarzając je głębokim, zaborczym pocałunkiem.

wtorek, 6 listopada 2012

Traktat historyczny o malarstwie

No dobra, żartuję, żadnego traktatu nie będzie. Jest za to mały bonusik w postaci podobizny Belusiątka i Kruczusia, macie, jarajcie się w oczekiwaniu na nowy, gorący rozdział (oj, dzieje się tam, dzieje :3).





W oryginalnym rozmiarze i lepszej jakości tutaj.
Och, a jeszcze w temacie malarstwa: przypomniała mi się pewna anegdotka.

Sytuacja miała miejsce w moim pokoju, podczas czytania przeze mnie książki i obserwowania od czasu do czasu kątem oka poczynań Beliala. Siedział przy sztaludze (zajebanej z pracowni malarstwa i rysunku na mojej uczelni) i zawzięcie coś malował (moimi) akrylami, cały czas psiocząc.
     Ja: Co tam malujesz?
Belial: Pozycje do kamasutry.
     Ja: Eeee...
Belial: Ale modeli mi brakuje.
I w tym momencie, jakby na zawołanie,  w moim pokoju zjawił się Raven. Belial zabrał się ochoczo do zabawy pędzlami (if you know what I mean). Po skończonym seksie przeleciany Kruczek padł bez sił na pościel, rozczochrany, zarumieniony... Innymi słowy: orgazm oczny. Belial postanowił to natychmiast wykorzystać i od razu zasiadł przy sztaludze, starając się namalować akt Adasia. Demon jednak ułożył się tak niefortunnie dla malarza, że zasłaniał sobie sporą część twarzy, wywiązała się więc taka rozmowa:
 Belial: A mógłbyś rękę przesunąć nieco w prawo?
Raven: ...
 Belial: ...
Raven: ...
 Belial: ...halo?
Raven: Spierdalaj.