Raven
Obserwowałem
tę uroczą scenkę bez specjalnego zainteresowania, spoglądając
kątem oka na Lucyfera. Panie mój, wyratuj mnie z krwiożerczych
łap tego szaleńca, któremu przy innych demonach muszę okazywać
(nie)należyty szacunek! Kiedy dziecko w końcu się oddaliło,
poczęstowałem się kieliszkiem szampana z tacy przechodzącego obok
nas kelnera i spojrzałem niechętnie na Beliala.
– Cóż
to za enfant terrible? – spytałem głosem wręcz
ociekającym drwiną. Oboje tak uroczo szczebiotali po francusku, że
i ja nie mogłem odmówić sobie przyjemności wypowiedzenia paru
słów w swoim ulubionym języku. – Twoja córka? – zagaiłem
konwersacyjnym tonem, pociągając z kieliszka niewielki łyk.
Belial
Zgarnąłem
od przechodzącego kelnera dwa kieliszki jakiegoś słabego alkoholu
i od razu wypiłem ich zawartość duszkiem. Dzięki spotkaniu
Mircalii trochę się uspokoiłem, ale nadal byłem zbyt wzburzony,
by prowadzić normalną rozmowę, więc tylko zbyłem pytanie demona
wzruszeniem ramion.
– Nie
chwaliłeś się, że jesteś z Lucyferem w aż tak przyjaznych...
stosunkach – powiedziałem niskim ze złości głosem i zacząłem
rozglądać się za kolejnym kelnerem, byle tylko nie patrzeć na
Ravena. Czułem, że jeśli na niego spojrzę, mogę się nie
powstrzymać i zrobić mu coś bolesnego, tu i teraz.
Raven
– Dlaczego
aż tak się tym emocjonujesz? – spytałem, wzruszając lekko
ramionami. – Mówię ci, nabawisz się kiedyś nerwicy z tym swoim
narwanym charakterkiem – stwierdziłem, pociągając kolejny łyk z
kieliszka i rzucając szybkie spojrzenie w kierunku Lucyfera.
Po
chwili znowu przeniosłem wzrok na stojącego przede mną demona. –
Swoją drogą, dobrze wyglądasz. Przyznam, że to całkiem miła
odmiana, zobaczyć cię w końcu w czymś, co nie byłoby skórzanymi
spodniami – mruknąłem, przesuwając uważnym spojrzeniem po jego
eleganckim garniturze.
Belial
Spojrzałem
na Ravena z niedowierzaniem.
– Dlaczego
ja się tak emocjonuję?! – powiedziałem podniesionym głosem. –
Dla... Już ja ci powiem, dlaczego – warknąłem. Złapałem demona
wpół i teleportowałem nas do mieszkalnej części pałacu
Lucyfera, w której teraz było ciemno i pusto.
Zmaterializowaliśmy
się w kompletnej ciemności, ale dobrze znałem rozkład tego
pomieszczenia. Znajdowaliśmy się w szerokim, wyłożonym marmurem
holu, a mówiąc ściślej – w ukrytej za załomem niszy. Mocno
pchnąłem Ravena na ścianę, aż odgłos jego pleców uderzających
o mur rozniósł się głośnym echem, po czym doskoczyłem do niego
i zacisnąłem dłonie na jego ramionach.
– A
więc teraz sobie porozmawiamy. To jak dobrze znasz Lucyfera?
Raven
Bezwiednie
uniosłem dłonie, czując na ramionach silny nacisk palców demona.
Z moich ust wyrwał się cichy śmiech. Niezmiernie bawiło mnie jego
rozdrażnienie, nawet pomimo tego, że moja sytuacja nie
przedstawiała się w tym momencie zbyt wesoło.
– Gdyby
nie fakt, że brak mi śmiałości na wypowiedzenie takich słów...
Powiedziałbym, że znam go lepiej, niż ktokolwiek – wyszeptałem.
– Niech jednak usatysfakcjonuje cię informacja, powszechnie
zresztą znana, że jestem jego najwierniejszym sługą. Doprawdy,
twoje rzadkie i krótkie odwiedziny w Piekle sprawiają, że od
czasów Upadku nie jesteś na bieżąco z nowinkami. – Uśmiechnąłem
się krzywo i podniosłem wzrok na swojego rozmówcę. W otaczających
nas ciemnościach widziałem tylko niewyraźny zarys jego głowy i
złowrogi błękit tęczówek, które zdawały się przewiercać mnie
na wylot. – Spytam jeszcze raz, Belialu: dlaczego tak się tym
emocjonujesz? Czyżbyś rościł sobie prawo do rozporządzania moimi
uczuciami? Czy może kryje się pod tym... coś jeszcze?
Belial
Stłumiłem
wbierający w moich trzewiach warkot. Och, jemu brak śmiałości?
I jeszcze mówi to z tak rozbawioną miną? Dobre sobie!
Odetchnąłem głęboko, a po chwili przybliżyłem się do Ravena,
jakbym chciał go objąć, i rozluźniłem nieco uścisk dłoni na
jego rękach.
– Zabawne,
że wspominasz o wierności – mruknąłem cicho z ustami przy jego
uchu. Musnąłem wargami jego szyję, a potem gwałtownie odsunąłem
się w tył, puszczając go całkowicie. – To cóż to za nowinki,
które mnie ominęły? – zapytałem półgłosem z lekką kpiną,
celowo ignorując dalszą część jego wywodu. – Czyżbyś był...
hmm... nie wiem, jak to najlepiej nazwać, ale niech będzie...
faworytą księcia Lucyfera?
Raven
Skrzyżowałem
ramiona na piersi i spojrzałem na niego krzywo, chociaż wątpię,
by wyłapał to w mroku spowijającym hol.
– Tak,
pieprzymy się z Lucyferem dzień i noc – syknąłem tonem wręcz
ociekającym sarkazmem, po czym westchnąłem teatralnie. Szkoda, że
w tamtej chwili nie mogłem zobaczyć jego miny; założę się, że
była przezabawna. – Zawsze myślisz tylko o jednym, co? Wyobraź
sobie, że istnieją na tym świecie relacje, które nie opierają
się tylko i wyłącznie na seksie. – Postąpiłem krok naprzód. –
Dlaczego unikasz odpowiedzi na moje wcześniejsze pytanie, książę?
Belial
– Hmm...
Czy zawsze myślę tylko o jednym... I tak, i nie – odpowiedziałem
natychmiast, chcąc zatuszować tym lekką dezorientację. Skoro
się nie pieprzą, to całe to zajście w sali bankietowej... Co to
kurwa miało być? – Ale sam chyba najlepiej o tym wiesz –
kontynuowałem z uśmiechem. Przyglądałem się uważnie demonowi,
ciesząc się w tej chwili, że z kotami łączy mnie nie tylko
niezależność, ale też i zdolność widzenia w mroku. Raven
wyglądał na zaciekawionego i dyskretnie rozbawionego. Widok ten
strasznie mnie irytował, miałem ochotę zetrzeć mu z twarzy to
krzywe spojrzenie. – Tak sobie rozmyślam nad twoimi słowami, i
wiesz co? Choć wyobraźnię mam naprawdę bujną, o ile nie wybujałą
jak biust Lilith, to naprawdę ciężko mi sobie wyimaginować taką
relację u demonów – powiedziałem po chwili i podszedłem do
Adama. Tak jakby. Właściwie to po prostu go minąłem i oparłem
się plecami o ścianę. – Może zatem zechcesz mi naświetlić
istotę swojej interpretacji? – dokończyłem niedbale, wyjmując z
wewnętrznej kieszeni marynarki papierośnicę. Wydobyłem ze
srebrnego pudełka papierosa i zatknąłem go sobie w usta, a potem
przypaliłem płomykiem przywołanym na czubek palca, tym samym
oświetlając przez chwilę swoją twarz. Zaciągnąłem się głęboko
i spojrzałem wyczekująco na demona.
Raven
– Wyimaginuj
sobie zatem w tej swojej rzekomo bujnej wyobraźni, iż nie każdy
musi być równie prostolinijny jak ty – warknąłem gniewnie, ale
niemal natychmiast się uspokoiłem. Nie dam się sprowokować.
– Cóż, Belialu, stwierdzam z przykrością, że obca jest ci
piękna sztuka konwersacji. Nasza rozmowa w dosyć niebezpieczny
sposób zaczęła przypominać jednostronne przesłuchanie, czego
jako wolny demon nie mam zamiaru dłużej tolerować. – Wykrzywiłem
usta w wyjątkowo wrednym uśmieszku, po czym odwróciłem się na
pięcie i skierowałem w stronę sali bankietowej. – Wybacz, że
cię opuszczam, ale chciałbym jeszcze chwilę porozmawiać z moim
panem. Nie wiem czy wiesz, ale szczególnie gustujemy... w języku
francuskim – rzuciłem przez ramię prowokacyjnym tonem, po czym
zaśmiałem się cicho. – Żegnam.
Belial
Żarzący
się w mojej dłoni papieros stanął w ogniu, gdy przebrzmiały
słowa wypowiedziane przez Ravena. I to niby mi się wszystko
kojarzy?! Oderwałem się od ściany i szybkim krokiem podążyłem
za oddalającym się demonem. Czy muszę mówić, że byłem
wściekły? Tak cholernie wkurwiony, że cały korytarz świecił się
na niebiesko. Po krótkiej chwili dogoniłem mężczyznę. Złapałem
go za ramię i pociągnąłem za sobą z powrotem w kierunku niszy,
nie zważając na jego protesty.
– Ach,
więc jestem prostolinijny? – wymamrotałem. – To teraz
porozmawiam z tobą w duchu mojej prooostolinijnooości – sarknąłem
przeciągając samogłoski i pchnąłem Ravena na ścianę.
Natychmiast go obróciłem, nie chcąc patrzeć na jego twarz. Te
jego szydercze spojrzenia naprawdę już mi działały na nerwy. –
Masz rację, chyba faktycznie nie jestem stworzony do prowadzenia z
tobą konwersacji, za bardzo mnie wkurwiasz – warknąłem i
pociągnąłem go za włosy, a drugą dłonią unieruchomiłem jego
nadgarstki tuż nad jego wygiętą w tył głową. – Swoją drogą,
strasznie jesteś wobec Lucyfera służalczy i uniżony, jak na
wolnego demona – rzuciłem z wściekłością i puściłem jego
włosy, w zastępstwie rozpinając jego rozporek. – Przestań się
wiercić, i tak ci nic to nie da – warknąłem, gdy zaczął się
wyrywać jeszcze energiczniej.
Chwilę
później już miał opuszczone do połowy spodnie, a po tej
szamotaninie obaj mieliśmy przyspieszone oddechy. Przysunąłem się
do niego jeszcze bardziej, przygważdżając całym sobą jego ciało
do zimnej ściany. – Nie przepadam aż tak za francuskim. Jako
prostolinijny demon chyba wolę bardziej pierwotne metody
porozumiewania się – powiedziałem słodko, a potem ugryzłem go w
ucho.