Raven
Warknąłem
gniewnie w reakcji na śmiałe poczynania Beliala.
– Och,
wydaje mi się, że wskutek naszego ostatniego spotkania odniosłeś
mylne wrażenie, iż jestem bardzo potulny i uległy – syknąłem
cicho w jego kierunku. Byłem już cholernie podniecony zarówno
naszą wcześniejszą szamotaniną, jak i bliskością demona
(dlaczego, no dlaczego on zawsze tak na mnie działa?!), ale nie
miałem zamiaru dać tego po sobie poznać. Zacisnąłem zęby z
mocnym postanowieniem, by nie wydać z siebie nawet najlżejszego
jęku czy westchnięcia. Jeszcze tylko tego by brakowało, bym miał
karmić jego wybujałe ego przekonaniem, iż zawsze może robić
wszystko, na co tylko przyjdzie mu ochota. – Słyszałeś, idioto?
Nie dam się ponownie opętać... nie dam się zniewolić –
warknąłem. Język demona zsunął się powoli na moją szyję. Z
każdą sekundą coraz bardziej traciłem nad sobą kontrolę, co ani
trochę mi się nie podobało. – To ja... to ja decyduję o tym,
komu mam ochotę się poddać – wydyszałem słabnącym głosem.
Nacisk dłoni Beliala na moich nadgarstkach był bolesny, byłem
jednak szalenie wdzięczny, że tak mocno mnie trzyma. Gdyby było
inaczej, zapewne osunąłbym się na ziemię; tak bardzo drżały mi
kolana. Mój zaślepiony pożądaniem umysł powoli przestawał
racjonalnie myśleć.
Belial
Wsunąłem
wolną dłoń w jego bokserki i zacząłem gładzić palcami jego
podbrzusze, lecz wciąż uparcie omijając to najwrażliwsze miejsce.
– Jeśli
sugerować się tym, że właśnie ci stoi, to chyba jednak nie za
bardzo decydujesz – zaszydziłem. Kontynuując lizanie szyi,
zdarłem z niego bieliznę, a potem rozpiąłem swoje spodnie i
zacząłem ocierać się penisem o jego pośladki. Byłem odrobinę
zaskoczony faktem, że tym razem z ust demona nie dobywają się
żadne namiętne dźwięki. Jednak to gniew był emocją, która mną
tym razem kierowała, a ten jego głupi upór jeszcze tylko dolewał
oliwy do ognia. – Ach, więc dzisiaj z tym walczymy, co? Dla mnie
nawet lepiej – zaśmiałem się cicho.
Przesunąłem
się nieco w bok, ująłem w dłoń jego podbródek i stanowczym
gestem zmusiłem Ravena, by na mnie spojrzał. Gdyby był
człowiekiem, coś takiego pewnie skręciłoby mu kark. Na szczęście
demony są o wiele wytrzymalsze. Uśmiechnąłem się, obnażając
kły. – Nie zamierzam bawić się w opętywanie czy zniewalanie.
Przecież ktoś inny już to zrobił – zadrwiłem, nie bez goryczy
zresztą. Przez ułamek sekundy obserwowałem zmieniający się wyraz
jego twarzy, a następnie liznąłem go po policzku. – Ale wiesz –
szepnąłem – dzisiaj zamierzam cię po prostu zerżnąć.
Zaraz
po tych słowach wszedłem w niego, brutalnie i tak głęboko, jak
tylko się dało to zrobić bez przygotowania.
Raven
– Ktoś
inny to zrobił? O co ci... – zacząłem, ale już po chwili
wrzasnąłem z bólu, gdy wszedł we mnie tak niespodziewanie, mocno
i brutalnie, jakby chciał mnie rozerwać, sprawić mi tyle
cierpienia, ile to tylko było możliwe. Po chwili poruszył się w
moim wnętrzu, wchodząc jeszcze głębiej; moje usta opuścił
kolejny krzyk. I jeszcze następny. Po moich policzkach spłynęło
kilka nieposłusznych łez, ale niemal natychmiast się opanowałem i
skierowałem rozwścieczony wzrok na jaśniejące błękitem tęczówki
Beliala.
– Pojebało
cię?! – wydarłem się na niego, usiłując za wszelką cenę
wyzwolić się z jego silnego uścisku. – To boli, popaprańcu!
Przestań, słyszysz?! – Szarpnąłem się jeszcze raz, ale demon
tylko warknął i nabił mnie na swoją męskość jeszcze mocniej,
wyduszając z mojego gardła kolejny ochrypły krzyk. Ból był tak
przenikliwy, że pragnąc go jakoś zagłuszyć, przygryzłem sobie
wargę aż do krwi. Po mojej brodzie i szyi spłynęła ciepła,
czerwona strużka, mieszając się ze łzami, które wciąż nie
chciały przestać płynąć z moich oczu. Zacisnąłem powieki,
opierając się czołem o zimną ścianę i poddając biernie
poczynaniom Beliala. Nie mogłem nic zrobić. Byłem całkowicie
bezsilny.
Belial
Wchodziłem
w niego coraz szybciej i z taką siłą, że przez moment krótszy
niż ułamek sekundy czułem lekką obawę, czy aby czasem nie
uszkodzę go nieodwracalnie. Jednak raz dawszy upust swojej furii i
frustracji, w którą wpędzał mnie ten demon, nie umiałem
przestać. Nie było już odwrotu. I pewna mroczniejsza część mnie
nawet go nie chciała.
Zacisnąłem
mocniej palce na biodrze Ravena, wbijając w jego ciało paznokcie i
zostawiając mu na skórze małe wgłębienia w kształcie
półksiężyców, które wkrótce nabiegły krwią. Wpychałem się
w niego, jakbym chciał przewiercić go na wylot, dając tym samym
żałośnie czytelny znak: „mój, albo niczyj inny!”, w tej
chwili jednak nic mnie to nie obchodziło. Ze świadomości tego,
jaki jest bezsilny i zdany na moją łaskę, czerpałem pewną
perwersyjną przyjemność, niemal dorównującą tej cielesnej. Hol
wypełniały odgłosy mojego ciała uderzającego o jego ciało,
mojego ciężkiego oddechu i jego łkań. Już nie krzyczał; i fakt
ten tylko podsycał moją złość.
Ostatni
raz pchnąłem, używając jeszcze więcej siły i wydobywając w ten
sposób jeszcze jeden krzyk z gardła demona, i doszedłem w jego
wnętrzu, nie dając się ponieść fali rozkoszy i nie artykułując
swojego spełnienia. Odsunąłem się nieznacznie, a Raven dosłownie
zawisł na mojej ręce, natychmiast więc przysunąłem się z
powrotem, podtrzymując go naciskiem swoich bioder.
– Jakiś
potulny i uległy się nagle zrobiłeś – syknąłem, nadal
wściekły. Nie doczekałem się jednak odpowiedzi, chyba że za
takową można uznać cichy jęk. O, nie, tak nie będzie. Jeszcze z
tobą nie skończyłem!
Docisnąłem
mężczyznę do ściany, przylegając ściśle klatką piersiową do
jego pleców; moje usta znajdowały się tuż przy jego lewym uchu.
Jedną dłonią przesuwałem po trzonie jego penisa, a po dłuższej
chwili moich starań zaczął on w końcu rosnąć. Puściłem jego
nadgarstki i objąłem go w pasie, cały czas napierając na górną
część jego ciała i dbając o to, by nie mógł się wyrwać. Moja
ręka wędrowała po całej długości jego erekcji coraz szybciej, w
iście demonicznym tempie, i to w końcu wywołało jakąś żywszą
reakcję. Raven pojękiwał, a ja słuchałem tego z wyraźną
satysfakcją.
– Dlaczego
wciąż nazywasz mnie idiotą? – warknąłem niespodziewanie. –
Dlaczego mnie zwodzisz? Dlaczego to Lucyfer ma u ciebie szczególne
względy, a nie ja?! – to ostatnie niemal wykrzyczałem. I w tej
samej chwili poczułem, że członek Ravena sztywnieje jeszcze
bardziej i że lada moment będzie po wszystkim. – Nie pozwolę na
to! – krzyknąłem rozjuszony i od razu zabrałem dłoń, jakby
parzyło mnie to, co w niej trzymałem. – Dochodząc, będziesz na
mnie patrzył! – zawołałem.
Odwróciłem
go przodem do siebie i dopiero w tej chwili zdałem sobie sprawę z
tego, że od zagryzania warg ma całą zakrwawioną twarz. Podłożyłem
jedną rękę pod jego plecy, a drugą kontynuowałem to, co przed
chwilą przerwałem.
– Otwórz
oczy – powiedziałem stanowczo tuż przy jego twarzy. O dziwo,
posłuchał mnie. Patrząc z tak niewielkiej odległości w jego
niesamowite oczy, czując zapach jego krwi zaledwie parę centymetrów
od moich ust, słysząc jego ciche jęki – po prostu nie umiałem
się powstrzymać, niemal automatycznie złączyłem nasze wargi w
pocałunku. Nie trwał on jednak długo, bo natychmiast głód jego
ust przerodził się we mnie w głód jego krwi, którą też
zacząłem od razu zlizywać. Kiedy dotarłem do niewielkiego,
pulsującego zagłębienia u dołu jego szyi i już miałem wbić w
to kuszące ciało swoje kły, ciało Ravena napięło się, a na
dłoni poczułem ciepło spływającej cieczy.
Raven
– Dlaczego
Lucyfer ma u mnie szczególne względy? – powtórzyłem z
niedowierzaniem, po czym jęknąłem przeciagle, gdy Belial wzmocnił
uścisk dłoni na mojej pobudzonej męskości. Zmysłowy dotyk demona
doprowadzał mnie do szaleństwa, ale jego natarczywe pytania wciąż
nurtowały mój pogrążony w chaosie umysł, nie pozwalając na
całkowite zanurzenie się w przyjemności. Dlaczego tak bardzo
zależy ci na odpowiedzi? Czyżbyś nie wiedział, że... – Och,
naprawdę jesteś aż tak głupi? – wydyszałem cicho, ale Belial
chyba nie usłyszał moich słów, a ja także wkrótce o nich
zapomniałem, pochłonięty bez reszty odczuwaniem rozkoszy, jaką mi
dawał. Kiedy nasze usta złączyły się w głębokim, namiętnym
pocałunku, moje ciało przeszył kolejny, jeszcze intensywniejszy
dreszcz przyjemności. Jego zwinny język, zlizujący krew z moich
rozchylonych warg; to wspaniałe ciało, napierające na moje z
siłą i władczością, której nie potrafiłem się przeciwstawić;
pragnąłem wręcz stać się jeszcze bardziej uległy, trwać w tych
niewzruszonych ramionach do końca świata, dopóki tylko będą
chciały mnie trzymać... Tak bardzo chcę być twój! A jednak...
pewna część mnie przekornie broniła się przed całkowitym
poddaniem... ta drobna, kłująca iskra buntu, która wybuchła we
mnie niepohamowanym płomieniem wraz z unicestwiającym moje ciało
orgazmem. Dochodząc, spoglądałem w oczy Beliala, ale moje
przewrotne myśli uciekały do widoku innych niebieskich tęczówek;
tych, w których nigdy nie widziałem najlżejszego nawet cienia
pożądania; tych, których mimo wszystko tak bardzo pragnąłem.
Tych,
które zawsze jawią się w moich wspomnieniach wypełnione
bezbrzeżną pustką i rozpaczą.
Kiedy
wydałem z siebie ostatni krzyk rozkoszy, Belial puścił mnie tak
szybko i gwałtownie, że osunąłem się bezwładnie na podłogę.
Po nieskończenie długiej chwili, kiedy w końcu udało mi się
złapać oddech i uspokoić szalone bicie serca, rozchyliłem
niepewnie powieki. Po moich policzkach spłynęło kilka zapomnianych
łez, ale nie zwróciłem na to najmniejszej uwagi.
– I
co, jesteś teraz z siebie zadowolony? – spytałem lekko
zachrypniętym głosem, wpatrując się uparcie w twarz Beliala,
chociaż i tak nie mogłem dostrzec zbyt wiele w otaczającym nas
mroku. – Możesz posiąść moje ciało setki razy, ale nigdy nie
zdobędziesz niczego więcej – wyszeptałem ze złością, chociaż
doskonale zdawałem sobie sprawę, jak bardzo moje słowa mijają się
z prawdą. Powoli podniosłem się z podłogi, ubierając
jednocześnie bokserki i spodnie, ale wciąż nie miałem w sobie
dość siły, by odsunąć się od ściany i odejść w kierunku sali
bankietowej; trwałem więc w bezruchu, obserwując uważnie ciemną
sylwetkę swojego kochanka.
Belial
Opierałem
się o przeciwległą ścianę, wygłodniałym wzrokiem obserwując
powolne ruchy demona i słuchając gorzkich słów, któe wydobywały
się z jego ust. Kiedy w końcu zamilkł, zacząłem się śmiać,
ale po kilku sekundach momentalnie spoważniałem, a mój śmiech
ucichł jak ucięty nożem.
– Nie,
nie jestem z siebie zadowolony – warknąłem. – Nigdy nie jestem
z siebie zadowolony, głupcze. A już najmniej w tej chwili! –
wykrzyczałem i, sam nie wiedząc kiedy i jak, momentalnie znalazłem
się znów tuż przy nim, jakby ten piękny, wiecznie wyniosły
mężczyzna wytwarzał jakieś dziwne pole grawitacyjne, które mnie
do niego przyciągało.
Położyłem
dłonie na ścianie po obu stronach twarzy Ravena.
– Nawet...
– zacząłem, ale zamiast dokończyć, odwróciłem głowę w prawą
stronę, zakląłem soczyście i walnąłem pięścią w gładką
taflę, aż posypał się tynk. Powoli odwróciłem się znów i
spojrzałem demonowi w oczy, widząc z tej niewielkiej odległości
bardzo dokładnie, jak zwężają mu się źrenice. Ze strachu czy w
reakcji na światło wydobywające się z moich tęczówek?
– Jeśli
nie mogę cię mieć, to może on też nie powinien – powiedziałem
z pozornym spokojem. – Jak myślisz, może powinienem go zabić? I
tak od wieków jest dla mnie tylko jak wrzód na dupie. Albo nie,
czekaj – dodałem szybko, gdy mężczyzna zaczął odpowiadać. –
Może powinienem go uwieść – powiedziałem z namysłem,
przenosząc swój wzrok na sufit. Po krótkiej chwili wróciłem
spojrzeniem do twarzy Ravena, próbując odczytać jego minę, ale –
jak zawsze w przypadku tego mężczyzny – bez skutku. Przysunąłem
się bliżej, tak, że mogłem poczuć na swoich ustach jego
nieznacznie przyspieszony oddech. – Jak sądzisz, powinienem to
zrobić? – szepnąłem. – Może gdy on zapomni o tobie, ty
również o nim zapomnisz? – powiedziałem, kusząc go tonem głosu,
jakbym składał obietnicę, po czym musnąłem jego policzek. – To
nie powinno być trudne... Lucyfer jest z Lilith, bo trzyma się
jakichś niedorzecznych zasad, które sam sobie wymyślił, ale jej
nie kocha – wyszeptałem z wargami czule przyciśniętymi do jego
ucha. – Co byś mi radził, ptaszyno? – dokończyłem miękko.
Raven
Uwieść,
tak? Zapomni o mnie? Rzygać mi się chciało od tych bredni.
– Pierdolisz
jak potłuczony – warknąłem z wściekłością. Nim Belial zdążył
się zdziwić, chwyciłem go mocno za krawat i przyciągnąłem w
swoją stronę, jednocześnie obnażając kły w pełnym furii
grymasie. – Chcesz rady? Dobrze, dostaniesz ją. – Wzmocniłem
uchwyt na śliskim materiale, palce drugiej dłoni zaciskając na
gorsie koszuli Beliala. Demon spojrzał na mnie spode łba, ale nie
zrobił nic ponadto; nie próbował nawet wyrwać się z mojego
uścisku. Ta dziwna, niepasująca do jego charakteru bierność
rozjuszyła mnie jeszcze bardziej. Zmrużyłem lekko oczy.
–
Słuchaj mnie uważnie, bo nie będę dwa razy powtarzał. –
Mój głos z powodu tłumionej wściekłości
brzmiał niżej i bardziej gardłowo niż zazwyczaj. – Tylko
spróbuj mu coś zrobić. Tylko spróbuj – powtórzyłem dobitnie,
przysuwając się jeszcze bliżej do jego twarzy. Nasze wargi niemal
się ze sobą stykały. – Zabiję cię, słyszysz? – wysyczałem
prosto w jego usta. – Zabiję cię, nawet jeśli miałaby to być
ostatnia rzecz, jaką zrobię w życiu! – krzyknąłem. Po tych
ostatnich, pełnych złości słowach zapadło między nami nagłe milczenie. Belial obserwował mnie z
irytująco nieodgadnionym wyrazem twarzy, ja zaś wpatrywałem się
intensywnie w jego rozjarzone błękitem tęczówki. Wściekłość,
zazdrość, rozbawienie...? Co się w nich kryje, książę? Ach, mam
dosyć tej cholernej niepewności! Jeśli nic mi nie powiesz, wezmę
to co zechcę wprost twojego umysłu! Już miałem ponownie
otworzyć usta, by rzucić jakimś pogardliwym komentarzem, gdy nagle
ten obłędny, hipnotyzujący błękit przysłonił całe moje pole
widzenia. Jednocześnie poczułem, jak demon rozpaczliwie wpija się
swoimi wargami w moje, obdarzając je głębokim, zaborczym
pocałunkiem.
Piszesz zajebiste opowiadania. Brakowało mi czegoś właśnie w tym stylu i ogromnie się cieszę, że na nie trafiłam XD
OdpowiedzUsuń